Imieniny:
Szukaj w serwisieWyszukiwanie zaawansowane

Sport

2010.05.10 g. 17:41

Można z nami wygrać, ale nie można nas pokonać

Bardzo osobiste wspomnienie wielkiego trenera

Dziś, 10 maja obchodziłby 42 urodziny. Jednak nigdy już nie zaśpiewamy mu „Sto lat!”, nie złożymy życzeń, nie uśmiechniemy się do niego i nie pogratulujemy zwycięstwa. Odszedł najlepszy z najlepszych, nasz trener-przyjaciel. Miał na swoim koncie liczne sukcesy, wygrał wiele meczów. Przegrał jednak ten najważniejszy – o życie.


Pamiętam ten moment, gdy usłyszałem wiadomość: „Krzysztof Kowalczyk nie żyje!”. Szok, przerażenie, niedowierzanie – pewnie wielu z nas towarzyszyły w tym momencie podobne emocje. A przecież jeszcze niedawno mówił: „Niedługo znów się tu pojawię. Może już na play-offy uda mi się wrócić”. I co teraz? Powoli dochodzi do mnie ta porażająca myśl – tego wspaniałego człowieka już nie ma. Nigdy go nie zobaczymy. Nagle łza, jedna po drugiej spływa po policzku. W telewizji mecz Delecty z ZAKSĄ, ale kogo by to interesowało w takiej chwili. Odszedł tak ważny człowiek, że wszystko inne przestało mieć znaczenie, wszystko zeszło na drugi plan.

 

Krzysztof Kowalczyk był człowiekiem, którego trudno było nie lubić. Widząc go, od razu robiło się cieplej i lżej na sercu. Był uosobieniem dobra, spokoju i opanowania. Tak wspaniali ludzie zdarzają się bardzo rzadko. Zastanawiam się, dlaczego to właśnie Krzysztof Kowalczyk musiał nas opuścić. Może Bóg potrzebował wyjątkowego trenera i statystyka w swojej drużynie? Może...

 

Podziwiam Krzyśka i sądzę, że dla wielu może być wzorem, nie tylko sportowej postawy. Pewnie teraz patrzy na nas z góry, kibicuje, dopinguje, cieszy się ze zwycięstw i przeżywa porażki.
„Można z nami wygrać, ale nie można nas pokonać” – te słowa Kowalczyka zawsze pomagały nam wierzyć w sukces Politechniki. Podtrzymywały na duchu, dawały nadzieję na pokonanie rywala i pocieszały po porażce. Te same słowa, utrwalone na kibicowskiej ‘sektorówce’ mobilizują teraz co mecz naszych siatkarzy.

 

Od jego śmierci minęły cztery miesiące, ale siatkarze, trenerzy i my, kibice, wciąż o nim pamiętamy. Adam Mickiewicz powiedział niegdyś: „Jeśli zapomnę o nich, Ty, Boże na niebie, zapomnij o mnie”. Jeśli my zapomnimy o nim, Ty, Boże, zapomnij o nas. Musimy dbać o to, aby pamięć o nim była trwała. Więc co dalej? Trzeba iść wciąż przed siebie, ale z Krzyśkiem w naszych sercach.

 

Wracam pamięcią do meczu Politechniki z Jastrzębiem – ostatniej rozgrywki z Kowalczykiem w roli trenera. Nie dotarłem na to spotkanie. Teraz bardzo żałuję. Wyjątkowy mecz w wykonaniu warszawian, kto wie, czy nie najlepszy w historii. Mecz, który Krzyśkowi na pewno dodał otuchy przed jeszcze trudniejszą walką. On już wiedział, że po tym spotkaniu wyrusza na wielką batalię z rakiem. Mimo to poszedł do szatni uśmiechnięty i zadowolony. Udał się na konferencję, odebrał gratulacje, potem podziękował chłopakom za zwycięstwo, pożegnał się i wyszedł z Areny Ursynów. I nigdy już do niej nie wrócił...

 

 

Fot. Krystian Redlarski / azspw.com

 



Opublikowal: Mateusz Romian
-
Serwis oprogramował Jacek JabłczyńskiCopyright(c) 2002 - 2014 Fundacja Promocji m. st. Warszawy