Ta kwota, zgodnie z przepisami, powinna służyć rodzinom ofiar i poszkodowanym w wypadkach. - Od dwóch lat nie dostajemy nawet złotówki - alarmują tymczasem przedstawiciele wielu organizacji, którzy starają się im pomagać. Nie dość, że ściągalność nawiązek od skazanych dramatycznie spadła, to w najbliższym czasie nawet te wyegzekwowane pieniądze pozostaną na kontach resortu sprawiedliwości.
Nawiązka to dodatkowa kara pieniężna, którą orzeka sąd skazując za popełnienie przestępstwa i wykroczenia przeciwko życiu lub zdrowiu, przestępstwa przeciwko środowisku lub za przestępstwa drogowe. Nawiązki są orzekane przez sądy razem z takimi karami jak grzywna, ograniczenie wolności, pozbawienie wolności, ale także w sytuacjach, gdy sąd zdecydował, że nie wymierzy kary. Zgodnie z prawem nawiązki zasądzone od pijanych kierowców powinny trafiać na cele bezpośrednio związane z udzielaniem pomocy osobom poszkodowanym w wypadkach komunikacyjnych lub jako wsparcie dla ich rodzin.
Policyjne statystyki pokazują, iż spadła liczba nietrzeźwych kierowców skazanych za spowodowanie wypadku. Spada też liczba wszystkich zatrzymanych kierowców "na podwójnym gazie". Trzy lata temu było ich aż 183 tys., w 2013 roku ponad 20 tys. mniej.
Źródło: MSW
Jednak statystyki dotyczące kierowców powtórnie skazanych za jazdę po pijanemu szybko rosną. Ich liczba w 2011 r. sięgnęła 9,9 tys. osób, a rok później - 12,4 tys. Pokazuje to wyraźnie, że dotychczasowy system resocjalizacji nie działa.
Zgodnie z obowiązującymi przepisami za jazdę po spożyciu alkoholu - gdy jego zawartość we krwi kierowcy wynosi od 0,2 do 0,5 promila - grozi zakaz prowadzenia pojazdów do 3 lat, do 30 dni aresztu i do 5 tys. zł grzywny. Jeśli stężenie alkoholu przekracza 0,5 promila, kierowcy grozi do 2 lat więzienia i utrata prawa jazdy na 10 lat. Sąd w każdym z tych przypadków może, ale nie musi zasądzić nawiązkę. Kwoty nie są ściśle określone. Maksymalna kwota nawiązki jaką można zasądzić w Polsce to 100 tys. złotych.
Teraz premier chce by nawiązki były obligatoryjne. Zapowiedział wprowadzenie obowiązku wpłaty w wysokości minimum 5 tys. przez osoby po raz pierwszy przyłapano by na jeździe po alkoholu. Jeżeli ktoś usiadłby za kierownicą i został złapany po raz drugi, wtedy nawiązka urosłaby do 10 tys. złotych.
Zakładając, że w tym roku liczba pijanych za kółkiem się utrzyma, to gdyby sądzono ich według zaostrzonych przepisów, musieliby zapłacić blisko 950 mln zł. I to tylko przy założeniu, że zasądzano by tylko minimalne poziomy nawiązek czyli 5 i 10 tys. zł. Oznaczałoby to aż blisko 30-krotny wzrost kwoty zasądzanych nawiązek w ciągu roku.
* prognoza - przy założeniu wprowadzenia w życie rozwiązań, które zaproponował Donald Tusk
Źródło: MS
To, że wartość zasądzanych nawiązek od sprawców wypadków wzrosła w statystykach resortu sprawiedliwości, wcale nie świadczy jednak o tym, że kierowcy je płacą.
- Ściągalność nawiązek jest bardzo niska i od lat utrzymuje się na podobnym poziomie - około 20 procent - mówi portalowi Money.pl Marcin Gąszczak, prezes Saf SA. Jego firma od lat specjalizuje się w windykacji właśnie nawiązek sądowych.- Z reguły trafiają do nas sprawy sprzed lat. Często dłużnicy mówią, że zapomnieli o nawiązce. Bywa też, że tłumaczą, iż sprawa jest już zamknięta, skoro zapłacili koszty sądowe, grzywnę i odbyli karę w więzieniu.
Średnia wysokość zasądzanej nawiązki to teraz tysiąc złotych, choć zdarzają się sięgające 30 tysięcy, ale to pojedyncze przypadki. Niestety pieniądze z nawiązek trafiające bezpośrednio do poszkodowanych w wypadkach, topnieją w błyskawicznym tempie. Podczas gdy jeszcze sześć lat temu było to ponad 1,2 mln złotych, to już w 2012 tylko niespełna 400 tysięcy złotych.
Źródło: MS
- Tak na prawdę nawiązki płacą tylko ci, którzy chcą zapłacić. Tym, którzy uprą się i unikają zapłaty, zazwyczaj uchodzi to na sucho. W niewielu przypadkach dochodzi do egzekucji należności - mówi prezes Saf. - Jeżeli teraz są takie problemy ze ściągalnością, to obawiam się, że zaostrzanie przepisów niewiele zmieni.
Przekazywanie nawiązek na konta fundacji i organizacji pozarządowych ma aferalne tło. Dokładnie przed rokiem we Wrocławiu rozpoczął się kolejny proces w najgłośniejszej sprawie związanej z domniemanymi przekrętami w fundacji Help, która miała zbierać pieniądze na pomoc dla ofiar wypadków drogowych. Założyciele fundacji mieli przywłaszczać pieniądze od pijanych kierowców. W najlepszym okresie na konta fundacji Help państwa M. trafiało 150 tysięcy złotych miesięcznie. Filip Bajon nakręcił nawet komedię o Help. Główną rolę w Fundacji, czyli prezesa M., zagrał Jan Nowicki.
Help to tylko najbardziej spektakularny przykład przekrętów z nawiązkami. Co prawda Ministerstwo Sprawiedliwości zaczęło sporządzać specjalne listy z rekomendowanymi organizacjami, ale nadzór nad nimi i nad tym jak wydają pieniądze nadal był iluzoryczny. Zasadnicza zmiana nastąpiła z początkiem 2012 roku, kiedy nawiązki sądowe i świadczenia pieniężne przestały być orzekane przez sąd na rzecz organizacji wpisanych na listę prowadzoną przez ministra sprawiedliwości, ale na rzecz utworzonego państwowego funduszu celowego, tj. Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej lub w wypadku sprawców przestępstw przeciwko środowisku - na rzecz Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej.
- Niestety wraz ze zmianą prawa i powołaniem funduszu odcięto nas od pieniędzy z nawiązek. Od dwóch lat nie dostaliśmy ani grosza - mówi portalowi Money.pl Ryszard Fronżychowski ze stowarzyszenia Droga i Bezpieczeństwo. - Nie wiem gdzie teraz trafiają pieniądze pobierane w ramach nawiązek. Nie dość, że w konkursie w 2012 roku wyłoniono tylko niespełna 30 organizacji, do których powinny trafiać pieniądze, to zdecydowana większość z nich nie zajmuje się wcale pomocą ofiarom wypadków.
Rzeczywiście, ze sprawozdania Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej za 2012 rok wynika, że na jej konta trafiło zaledwie połowa z zaplanowanych środków - 14,5 mln zł. Z tej kwoty na konta organizacji i stowarzyszeń pomocowych trafiło zaledwie 1,8 mln zł z czego zaledwie 350 tys. na rzecz poszkodowanych w wypadkach. Resztę przekazano na pomoc dla byłych więźniów i ich rodzin. Przedstawiciele organizacji narzekają na zbyt surowe kryteria, które trzeba spełnić, by dostać pieniądze.
Ministerstwo sprawiedliwości nie ma jeszcze danych za 2013 rok, ale z wypowiedzi przedstawicieli organizacji i fundacji wynika, że wsparcie finansowe wyglądało mizerniej. - W 2012 dostaliśmy 70 tysięcy złotych, a w ubiegłym już ani złotówki - mówi Money.pl Urszula Kadrzecka ze Stowarzyszenia Emaus w Gdańsku, które pomaga byłym więźniom. W tym roku może być jeszcze gorzej. Resort przed tygodniem unieważnił wyniki konkursu dla starających się o pieniądze od skazanych kierowców i więźniów. Tłumaczy to koniecznością znowelizowania rozporządzenia regulującego działalność Funduszu.
- Niezwłocznie po wejściu w życie znowelizowanego rozporządzenia zostanie przeprowadzony konkurs i zostaną wyłonione podmioty, które otrzymają dotacje na pomoc dla pokrzywdzonych - poinformowała portal Money.pl Wioletta Olszewska z biura prasowego Ministerstwa Sprawiedliwości. Zapowiedziała szereg zmian: wprowadzenie możliwości udzielanie pomocy medycznej i rehabilitacyjnej również osobom objętym obowiązkiem ubezpieczenia zdrowotnego, wprowadzenie możliwości finansowania mediacji.
Niestety, nie wiadomo kiedy zmienione rozporządzenie wejdzie w życie. Przedstawiciele ministerstwa zapewniają, że prace potrwają do końca stycznia. Pieniądze z nawiązek będą czekać na kontach Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej.
Źródło Money.pl