Od szefostwa Medyka otrzymałem 50 zaproszeń, które nieodpłatnie rozprowadziłem wśród harleyowskiej braci (obu klubów: HDC I BBC) oraz wśród znajomych i przyjaciół.
A więc Jędrek z dziewczyną o imieniu Ewa i ja z Elą P.
Niezapomniany Zbyszek Hołdys ze swoją kapelą, disc-jokey Eddy-Show i mój harley na scenie co uwieczniła Polska Kronika Filmowa.
A w sali kawiarnianej...
Sala kawiarniana w Medyku miała swoją niezapomnianą aurę.
Wchodząc miało się po prawej stronie bar, gdzie mój druh Andrzej Kasprzak na przestrzeni 1968-1975 wysączył niejedno piwko produkcji Browarów Warszawskich.
Za załamaniem, sala miała kształt litery L, stało kilka, czy kilkanaście masywnych stołów oblepionych przeszło setką studenckiej braci, a tegoż wieczoru również harleyowskiej (w wielu przypadkach także studenckiej).
Ściany sali wylepione były zdjęciami harleyi z Wolsztyna, w tym także mojego - powiększonymi przez naszego kumpla z tamtych lat. Krzyśka P., (brata Eli), do rozmiarów metr na 60 cm.
Więc siedzieliśmy przy jednym ze stołów, Jędrek i ja, nasze panny i brać harleyowsko-willysowska z Pawłem Teterem na czele. Po północy po kilku "lornetach" odśpiewaliśmy gremialnie "Harley-Davidson naszym przyjacielem jest" co natychmiast podchwyciła brać studencka.
Jakiś cymbał siedzący przy stoliku obok (nie wiem czy nie ubek) spytał kto to jest, na czyją cześć śpiewacie:
- na cześć prezydenta USA - odparł Jędrek wywołując salwy śmiechu.
l zaczęły się prześpiewywania.
A to, że:
Politechnika przoduje,
Politechnika przoduje,
Bo tam same tęgie ....głowy,
O cymbałach nie ma mowy.
Oczywiście zaraz było, że studentki dzielą się na te śliczne, te przeciętne i te z...Politechniki.
Ogólny aplauz i chóralny ryk setki gardeł rozsadzał ściany Medyka, gdy wszyscy, ale to wszyscy odśpiewali:
Jedna armia byle silna,
druga armia byle silna
nie oddamy, miasta Wilna.
Jedna bomba atomowa,
druga bomba atomowa
nie oddamy miasta Lwowa.
Przy trzeciej zwrotce:
Czołgów ze dwa dywizjony,
czołgów ze dwa dywizjony,
przeoramy Plac Czerwony.
- zbiegła się do sali kawiarnianej, która i tak pękała już w szwach, chyba połowa tańczących na górze. Czwartą i piątą zwrotkę:
Jedna armia Kresowa
druga armia Kresowa
i dojdziemy, aż do Pskowa.
Jeden szwadron szwoleżerów
drugi szwadron szwoleżerów
dojdziemy do Kordylierów
- śpiewał już chyba cały Medyk.
Skądinąd, nieraz się później zastanawiałem, po jaką cholerę nam te Kordyliery, ale tak widocznie musiało być w słowach tej piosenki.
Nie wszyscy jednak poddali się nastrojowi ogólnej euforii.
Jak zwykle na masowych, w szczególności studenckich imprezach, zawsze pewnie było kilku, a może i kilkunastu ubeków, którzy pieczołowicie dbali o prawidłowy ideowo rozwój studenckiej braci (patrz 1956,1968,1970,1976).
W takiej atmosferze balowaliśmy do 5-tej rano.
Czerwona bestia opadała już z sił.
W późniejszych latach śpiewaliśmy niemal bez obaw pieśń barda wolności, śp. Jacka Kaczmarskiego.:
Wyrwać murom zęby krat,
zerwać kajdany .złamać bat.
A mury runą,runą,runą
i pokażą nowy świat.
Za sześć lat, po raz pierwszy bestia padnie na kolana, a za lat szesnaście już się nie podniesie.
A po Sylwestrze:
Naprawa Harleya przed zjazdem w Wolsztynie.
W ręku Darka Stokowskiego
dźwignia zmiany biegów od DRUGSTERKA.
Obok Gruby
Wolsztyn '74
Na pierwszym planie, przed Syrenką,
Krzych Skotnicki "Lalucha"
Darek "Skorupa" Stokowski
Stan aktualny