Warszawa.pl : Na wstępie serdecznie gratuluję wielkiego sukcesu. Rzadko któremu naszemu zawodnikowi udaje się zdobyć aż trzy medale podczas jednej imprezy. Tobie udało się to już za pierwszym razem
Robert Celiński: Dziękuję bardzo. Sam byłem zaskoczony takim obrotem sprawy.
Przed mistrzostwami miałeś w ogóle jakąś wiedzę o rywalach, czy jechałeś zupełnie w ciemno?
Jedyne wiadomości jakie do mnie docierały o konkurentach, to bardzo ograniczona wiedza czerpana jedynie z Internetu, na podstawie zamieszczanych komunikatów z zawodów. Z żadnym z nich nie miałem nigdy wcześniej do czynienia. Nie znałem nawet ich twarzy.
Robet prezentuje złoty i srebrny medal
zdj. własne
W takim razie miałeś jakieś sprecyzowane plany podczas amerykańskiej imprezy?
Trener zakładał, że stać mnie na brązowy medal w biegu na 5 km, a w pozostałych dwóch startach na 8 i 10, na szóste miejsca. Sam byłem zaskoczony tak dobrym występem. Tym bardziej, że od dłuższego czasu bieganie zupełnie mi nie sprawiało przyjemności.
Długo się przygotowywałeś?
Zacząłem już jesienią, zaraz po roztrenowaniu po ciężkim sezonie. Miało to miejsce w listopadzie. Pierwszym poważniejszym sprawdzianem możliwości miał być coroczny Bieg Chomiczówki w styczniu na dystansie 15 km. w trakcie,którego nabawiłem się kontuzji ścięgna Achillesa, trwającej do kwietnia. Dopiero wtedy wróciłem do normalnego planu treningowego, biegając regularnie dwa razy dziennie. Ogromna w tym zasługa mego prywatnego fizjoterapeuty Szczepana Figata, który bardzo mi pomógł w powrocie do treningów, "wielkie dzięki Szczepanie". Dwa miesiące później wyjechałem na obóz do Szklarskiej Poręby. W niej przygotowywałem się przez dwa tygodnie. Dopiero w ciągu dwóch ostatnich dni bieganie zaczęło sprawiać mi radość. W maju startowałem w Biegu Konstytucji, po którym nie byłem z siebie zadowolony. Zanotowałem słaby jak na mnie czas, nieznacznie schodząc poniżej 17 minut. Ponad 2 minuty więcej niż wynosi mój rekord życiowy.
Ile wynosił Twój tygodniowy kilometraż?
Biegałem w granicach 180 km. Normalnie w sezonie przebywam dystanse do 150 km. Trenuję wtedy krócej, ale znacznie szybciej i intensywniej. Z reguły robię dwa , trzy akcenty, szybkość , siłę biegową i ogólną, wytrzymałość, z dużą ilością powtórzeń.
Po za stricte biegowym treningiem wplatywałeś jakieś sporty uzupełniające?
Oczywiście. Przeważnie był to rower, ergometr wioślarski oraz siłownia by wzmocnić partie mięśni nie pracujące podczas biegu. Czasami rekreacyjnie grałem jeszcze w ping – ponga, ale z racji odpowiedzialnego stanowiska z pracy, nie miałem na to zbyt wiele czasu. Czasem nawet nie widuję się z moim trenerem, i nasz kontakt ogranicza się jedynie do korekt drogą mailową bądź telefoniczną.
Długo aklimatyzowałeś się w Stanach?
Nie miałem z tym zbytnich problemów. Wyruszyłem 3 lipca, by po półtorej dobie być już na miejscu. Mogłem wyjechać znacznie wcześniej, ale i tak mój organizm dobrze zniósł zmianę czasową.
smak zwycięstwa
zdj. własne
Sądząc po wynikach, poza biegiem na 5 km nie miałeś większych problemów z resztą stawki, wygrywając pewnie, ze sporą przewagę, sięgającą nawet sporo ponad minutę, jak w przypadku „dychy”. Opowiedz nam jaki przebieg miały poszczególne starty.
Najbardziej obawiałem się pierwszego przełaju na 8 km. Pozostałe dwa na 5 i 10 odbywały się już na bieżni, więc można było spokojnie kontrolować swój czas. Bardzo zadowolony byłem z oznaczenia trasy. Amerykanie świetnie o to zadbali. Mimo, że to tylko mistrzostwa masters, zadbali o każdy detal, z elektronicznym pomiarem czasu włącznie.
Bieg przełajowy miał bardzo zróżnicowaną trasę. Pierwsze półtora kilometra biegliśmy po trawie, po czym następnie wbiegliśmy do parku. Tam czekały już nas dwa 300 metrowe podbiegi, jeden ostry zbieg oraz szereg chaszczy i krzaków. Naprawdę można było się zmęczyć.
W biegu crossowym wystartowało blisko dziewięćdziesięciu zawodników z trzech kategorii. Ja biegłem w kategorii M-35. Na świecie zawodnicy w tych kategoriach są bardzo mocni. Obawiałem się tego. Kategorie od M-35 do M -55 stanowią najliczniejsze rzesze zawodników.
Z początkiem nikt nie kwapił się z rozprowadzeniem biegu. Sam więc musiałem o to zadbać. Sytuacja taka nie należy do najłatwiejszych. Szczególnie kiedy wieje wiatr, a rywale to wykorzystują, chowając się za plecami.
Mniej więcej od półmetka biegłem z jednym z Argentyńczyków. W pewnym momencie zerwał się on do znacznie żwawszego biegu. Chciał mi uciec, ale ja to nie pozwoliłem, przyspieszając. Tak mijały nam kolejne kilometry. Później przyłączył się do nas jego rodak oraz Marokańczyk. Biegliśmy tak w grupie, aż w pewnym momencie osiągnęliśmy sporą przewagę wynoszącą 200 m. Niedaleko przed metą zaczęli bić się między sobą, kiedy ja już miałem zapewnione zwycięstwo, z ponad 20 sekundowym zapasem. Nie forsowałem więc już tempa, odpoczywając przed czekającym mnie za dwa dni startem na 5 km.
przod srebrnego medalu
zdj. własne
W którym niestety niewiele zabrakło Ci do drugiego złota. Lepszy okazał się tylko Francuz Fabrice Thierry.
Dokładnie. Przegrałem o nie całą sekundę, ale nie było to zależne tylko ode mnie. Nie chcę się usprawiedliwiać i wywyższać, ale byłem lepszy do niego, a on cały czas „pracował” na taki właśnie wynik. Start miał miejsce wieczorem, a i tak cały czas towarzyszył nam ogromny ukrop. W dodatku potwornie miało. Znów wziąłem na swoje barki prowadzenie biegu. On biegł równo ze mną, jednak wiele razy bardzo nie ładnie się zachował. Kiedy widział, że go puszczam by mnie wyprzedził i dał zmianę chroniąc mnie przed wiatrem jak ja go wcześniej, ten wciąż uciekał mi za plecy. I tak kilka razy.
Bieganie w takich warunkach męczy, a on to wykorzystywał bez skrupułów. Kilka razy sugeruję mu by może wreszcie i on mi pomógł, a ten nic. Biegnie cały czas równo ze mną jak przyklejony przysłowiowy „piłkarski plaster”. Postanawiam go zmęczyć, atakując na dwóch ostatnich kilometrach. Wtedy jednak dopada mnie pierwszy kryzys, ale walczę dalej. Wciąż wieje. Cały czas kontrolowałem sytuację. Każdy kilometr pokonywaliśmy w granicach 3:02-03 min. Dwustumetrówki normalnie biegam po 16-17 sekund, a w tych warunkach robiłem je 2 sekundy wolniej.
Im bliżej do mety, on wciąż trzyma się ze mną. Zwlekałem z mocnym przyśpieszeniem i zerwaniem tempa, i to był błąd . Walkę o złoto rozpoczęliśmy dopiero na 200m przed metą .W tym momencie Francuz bardzo mocno zaczął finiszować , miał więcej sił , których zaoszczędził biegnąc za mną przez prawie cały dystans.
Pięć dni później potwierdziłeś swoją klasę, zostawiając reprezentanta „Trójkolorowych” daleko w tyle.
Na dystansie 10000m podobnie jaki i na piątkę też bardzo mocno wiało. Połowę okrążenia bieżni biegałem pod wiatr. Tego dnia czułem się jednak mocny. Początek dystansu pokonywałem w tempie 3'08-10''. Ponownie prowadziłem od samego początku. Opłaciło się. Już po czterech kilometrach dublowałem pierwszych zawodników. Po kolejnych czterech to samo spotkało też niektórych z czołówki biegu. Na ostatnich 200 m widząc czas wskazywany przez zegar, miałem szansę na złamanie 32 min. Przyśpieszyłem jeszcze bardziej. Udało się. Poniżej tej granicy zszedłem o 2 sekundy. Cieszy to tym bardziej, że mocniejsza starsza grupa startująca tuż przed nami, pobiegła trochę słabiej.
W Stanach od lat mieszka sporo naszych rodaków. Mieli w ogóle informację o tych mistrzostwach. Mogłeś liczyć na ich doping?
Jasne. Polonia kibicowała mi podczas wszystkich startów. Zarówno na trasie jak i na samym stadionie. Doszło nawet do śmiesznej sytuacji z jednym z Amerykanów, bardzo bliskim przyjacielem Państwa Rodzkiewiczów, opiekujących się mną podczas pobytu.
Dali mu nasze barwy z flagą i szalikiem. Szybko nauczyli podstawowych słów co ma krzyczeć. Ze swojej roli wywiązał się bardzo dobrze, co pozwoliło mi wygrać. Ten przefarbowany Polak dopingował właśnie mnie, a nie rywalizujących ze mną Amerykanów (śmiech).
przód złotego medalu
zdj. własne
Zostając mistrzem świata możesz czuć się spełnionym sportowcem. Jakie masz jeszcze cele i ambicje?
W dalszym ciągu chcę osiągać jak najlepsze wyniki, jednak poza samym bieganiem chciałbym doświadczyć czegoś nowego. Bardzo interesują mnie rajdy przygodowe, biegi wieloetapowe jak np. Maraton Piasków. Lubię rywalizację w warunkach gdzie ma się pełny kontakt z naturą i gdzie to
przyroda stawia warunki zawodnikom.
Po za mistrzostwem, co zaliczysz co swoich największych sukcesów?
Nigdy nie byłem żadnym wielkim zawodnikiem. Należałem raczej do średniaków, jednak udało się zrobić kilka fajnych wyników. W Mistrzostwach Polski Seniorów byłem 8 na 1.500 m. Na 3 km byłem znów 8 oraz 5. W juniorach 8 i 9 na 1.000 m. W przełajach najlepszym miejscem jakim udało mi się zając przy bardzo licznym biegu, było 18 miejsce.
Zastanawiałeś się może nad czymś więcej niż wyniki? Chodzi mi o szaleńcze śrubowanie rekordów świata, w liczbie przebiegniętych maratonów dzień po dniu. Porwałbyś się na coś takiego?
Bardzo doceniam takich ludzi, lecz jest mi ich szkoda z dwóch powodów. Raz, że nie jest to zbyt mądre, a dwa nie zdrowe. Maraton to zupełnie inne bajka niż zwykłe zawody nawet te na 15 km czy też półmaratony. Wymagają ogromnego wysiłku. Nie należy biegać ich każdego dnia. Sam jestem przykładem tego, że o ciężki uraz nie jest ciężko. Po ostatniej kontuzji ścięgna Achillesa, co jakiś czas odczuwam jego skutki.
Może chciałbyś dorównać słynnemu stołecznemu biegaczowi Jankowi Niedźwieckiemu w stażu biegowym? Ponad 80 letni biegacz brzmi dumnie i trochę niedorzecznie w naszym niezbyt usportowionym społeczeństwie.
Jeśli zdrowie dopisze, i Bozia pozwoli to cze,mu nie? (śmiech) W tak zaawansowanym wieku, chciałbym nie tylko normalnie egzystować, ale także się ruszać. Sport to całe moje życie. Nie wyobrażam sobie innej formy spędzania wolnego czasu jeśli będę starszy.
Będziesz chciał wyrównać osiągnięcie swojego imiennika Roberta Celińskiego z Byly Dobiec Anin, który od trzech lat należy do elitarnego „Klubu 7 Kontynentów”, pokonując maraton na każdym z nich?
Też jest to jedno z moich marzeń, ale musiałoby mi dopisywać zdrowie oraz czas. Poza sportem lubię także bardzo podróżować. Nie ma chyba nic przyjemniejszego, niż zwiedzanie świata i podziwianie jego piękna natury właśnie w biegu. Musiałbym także znaleźć na taką wyprawę sponsora. W innym wypadku nie ma nawet o czym myśleć. Nie jestem tak zamożnym człowiekiem.
Wzorem innych warszawskich dobrych i znanych biegaczy jak np Jacek Gardener czy też Wojtek Staszewski, myślisz o organizacji własnych obozów letnich dla amatorów?
Trzy lata temu wraz z grupką przyjaciół założyliśmy w pracy w TVN-nie klub sportowy ITI Adventure Team. W tym klubie pomagam kolegom z pracy i pracownikom wrócić do formy i pomagam dbać o dobrą kondycje. Planuje takim osobom prace nad sobą.
Doradzam w ćwiczeniach, planuje treningi. Klub ten zrzesza sympatyków wielu dyscyplin sportowych np. triatlonistów , kolarzy górskich czy szosowych .Zawodnicy tego klubu odnoszą sukcesy sportowe nie tylko w Polsce ale i na świecie. I co ważne bardzo się dobrze przy tym bawią.
Cieszą się po prostu z życia. Prowadzę też spotkania , które nazwałem :Bieganie na śniadanie. Trzy razy w tygodniu o godz. 7:30 spotykamy się przed praca i wspólnie biegamy. Realizowanie takiego pomysłu pomaga mi TI Fitnes Club, w którym to klubie pracuje jako trener. Miejsce takie jak ITI Fitnes Club jest dla nas bardzo dobra bazą treningową.
Mamy zapewnione miejsce w którym ćwiczący mogą się odświeżyć przed pracą czy skorzystać z sauny. W momentach gdy pogoda jest naprawdę nie sprzyjająca do treningu mamy możliwość skorzystania z bogatego parku maszyn i urządzeń , jak np. bieżnie mechaniczne, rowery stacjonarne itp.
Masz jakieś doświadczenie z trenerką?
Pod koniec lat 90 zajmowałem się młodzieżą w UNTS Warszawa. Praca tam była czystą przyjemnością, jednak ze względów finansowych i problemów klubu, niestety musiałem pożegnać się . Spędzone pięć lat nie uznaję za stracony czas, i nie żałuję podjętej decyzji.
Miałeś może okazję szkolić odnoszących ostatnio spore sukcesy UNTS- iaków w biegach na orientację, w tym syna Pani Prezes, Łukasza Parafinowicza, który został niedawno drużynowym mistrzem świata w juniorach?
Jak wspominałem odszedłem na początku wieku, dokładnie w 2002 r, i z nim, ani z innymi ursynowskimi talentami nie miałem do czynienia. Nie zajmowałem się w ogóle orientacją sportową. Bardzo cieszą mnie ich sukcesy. W końcu UNTS to też kawałek mojej sportowej kariery.
przód złotego i tył srebrnego medalu
zdj. własne
Ostatnio sporo radości sprawiają nam młodzieżowi lekkoatleci, z Anią Kiełbasińską z AZS na czele. Jaką wróżysz im przyszłość?
Ani też nie miałem okazji nigdy poznać, ale widać, że ma ogromny potencjał i chęci, a to liczy się w sporcie najbardziej. Ona jak i jej klubowy kolega Czarek Bagiński mogą sporo osiągnąć już w seniorach. Nie tylko na Mistrzostwach Polski gdzie im dobrze poszło, ale także Mistrzostwach Świata, Europy czy też Olimpiadzie. Podobnie jak oszczepnik „Akademików” Łukasz Grzesczuk.
Jak zachęciłbyś Warszawiaków do biegania? Dla wielu to bardzo nudny, monotonny sport.
Każdy wybiera dla siebie taką dyscyplinę jak najbardziej mu odpowiada, jednak bieganie wcale nie jest takie jak wydaje się to większości ludzi. Jest ono najprostszą i najtańszą formą ruchu, nie wymagającą zbytnich kosztów oraz czasu. W sporcie zespołowym musimy zebrać kilka osób, a tu jesteśmy panami własnego losu.Decydujemy kiedy i gdzie chcemy pobiec. Prócz tego bardzo pomaga odstresować się po ciężkim dniu pracy. W ciągu tych kilkudziesięciu minut truchtania możemy przemyśleć wiele spraw. Jest to sport dla każdego, o czym świadczy przykład wspomnianego przez Ciebie „Ułana”.
Wystartujesz w tegorocznym w Maratonie Warszawskim?
Niestety. Nie zdarzę się odpowiednio przygotować. Zawody na pół gwizdka tylko by ukończyć, nie interesują mnie. Jeśli wiem, że nie osiągnę wyniku wynoszącego minimum 2:20 godz., to nie będę podejmował nawet próby. Ten królewski dystans pobiegnę więc dopiero w kwietniu w Dębnie podczas Mistrzostw Polski.
Jak w takim razie oceniasz nową trasę, biegnącą obrzeżami wśród szarych ursynowskich blokowisk. To oraz wysokie wpisowy nie odbije się negatywnie na frekwencji?
Szkoda , że Maraton Warszawski wypycha się na obrzeża . Wszędzie na świecie maratony są
świętami dla całych miast, a u nas próbuje się to nie jako ukryć. Bieg w ścisłym centrum gwarantuje masę kibiców, którzy mogą przyglądać się rywalizacji i tym samy zachęcić siebie czy brać przykład z biegnących. Mogą za takim przykładem stawiać sobie sportowe wyzwania.
W ostatnim czasie rodzime biegi bardzo się rozwijają, bijąc z każdą kolejną edycją kolejny rekord uczestników. Uważasz, że w przeciągu kilku lat uda się Warszawie przekroczyć magiczną i nieprzekraczalną do tej pory liczbę 10.000 jak ma to miejsce np. w sąsiednich Czechach?
Powiem więcej. Myślę, że stać nas na biegi masowe na kilkadziesiąt tysięcy ludzi na którymś z krótszych dystansów. Także i w maratonach możliwe jest tych kilkanaście tysięcy.
Wpływ na to pewnie miałaby obecność m. in utytułowanej Pauli Radcliffe, zapowiadającej swój udział w jednym z polskich maratonów przed Igrzyskami w Londynie?
Szczerze powiedziawszy nie słyszałem o tym, ale gdyby tak się stało, to sam chciał bym się zmierzyć ze słynną Angielką (śmiech). Same nazwisko zachęciłoby wiele nowych ludzi do treningów. Zobaczymy w jakim kierunku to wszystko zmierzy.
Dawno nie startowałeś w Grand Prix Warszawy. Będzie jesienią okazję zobaczyć Cię się na Kabatach lub Siekierkach?
Odpuściłem je sobie, ale nie wykluczam sporadycznych startów. Chce pobiec dwie dobre „dychy” i „piątkę ” i poświęcić się startom na bieżni. Można będzie mnie spotkać natomiast w listopadzie w Biegu Niepodległości i w lutym lub marcu podczas półmaratonów w Wiązownej lub Warszawie. Wszystko zależy od zdrowia. Jeszcze sporo czasu, by na cokolwiek się deklarować.
Jakieś wcześniejsze starty masz już zaplanowane?
13 sierpnia biegnę w Mistrzostwach Polski Seniorów na dystansie 5.000 oraz 10.000 m. w Młodzieżowych Mistrzostwach Polski, ale poza konkurencją, by stawić czoła młodszym i szybszym zawodnikom.
Bardzo dziękuję za wyczerpujący wywiad oraz poświęcony czas. Życzę dalszych sukcesów oraz zdrowia. Do zobaczeniu na starcie 11.11.
Również dziękuję.
Przy okazji chciałbym podziękować swoim sponsorom bez których wyjazd nie byłby możliwy. Wielkie dzięki dla: Asap 24, Rudy Projekt,Red Bull, Polish Energy Partners, ORTO- FAN. Wielkie dzięki dla Szczepana Figata mego fizjoterapeuty. Pozdrawiam także czytelników serwisu Warszawa.pl oraz dziękuję za zainteresowanie moją skromną osobą.