Nie przypadkiem brak w tych leksykonach warszawskości, bo jest to nie tylko określona forma wyrazu, nie tylko prosty znak językowy, ale wielowymiarowe pojęcie, zjawisko pełne treści i rozmaitych sensów, wpisywanych w nie przez stulecia, a oddających charakter miasta i jego mieszkańców.
Warszawskość mieści w sobie wiele rozmaitych cech: otwartość i przyjazny stosunek do przybyszów, dzielność, odwagę i patriotyzm, żywotność, prężność i przedsiębiorczość, hart ducha i lekceważenie niebezpieczeństw, zaradność, pewność siebie i zarozumialstwo, krewkość, niesubordynację i cwaniactwo, inteligencję, fantazję, wdzięk i poczucie humoru.
Warszawa zawsze była miastem otwartym - na ludzi i dla ludzi, na idee i nowości kultury i cywilizacji.
Przyjmowała i przyjmuje - poczynając od średniowiecza - do swego miejskiego organizmu różnych przybyszów z bliska i z daleka. Najwcześniej przy murach starej i nowej Warszawy osiedlały się przybyłe z Europy zakony. Wraz z przeniesieniem tu stolicy i dworu królewskiego przyjeżdżali do Warszawy liczni przedstawiciele różnych nacji, stanów i zawodów. W wiekach XVI, XVII i XVIII duchowieństwo, szlachta i magnateria zakładały jurydyki opasujące teren średniowiecznego miasta. Od drugiej połowy XIX stulecia zaczęły ściągać do Warszawy rzesze ludzi poszukujących pracy w rozwijającym się przemyśle. Te migracje, z przerwą na okres II wojny światowej, trwają do dziś.
Na tym tle relacja: swój - obcy miała w Warszawie szczególny wymiar. Kształtowała się dwojako: na zasadzie wrogości wobec obcego, jeżeli był on zaborcą czy okupantem, a na innej zasadzie wobec przybyszów, którzy zazwyczaj byli i są z życzliwością i bez oporów przyjmowani do wspólnoty.
Niełatwa jest egzystencja w przeciągach historii. Warszawa w dziejowych zawieruchach żyła od końca XVIII stulecia: Insurekcja Kościuszkowska i rzeź Pragi, fortyfikowanie się armii napoleońskiej, wojna polsko-austriacka, Powstanie Listopadowe, Powstanie Styczniowe, budowa carskiego miasta twierdzy, oblężenie Warszawy w 1939 r., Powstanie Warszawskie i jego skutki. Wszystkie one przyniosły kolejne, ogromne straty ludności i zrównanie z ziemią bądź lewobrzeżnego, bądź prawobrzeżnego miasta albo obu jego części równocześnie.
Klęski dziejowe konsolidowały wspólnotę warszawiaków, wykształciły w nich szczególną odporność i prężność w szybkim dźwiganiu się z wszelkich kataklizmów oraz poczucie konieczności zbiorowych wysiłków.
Spopularyzowany po II wojnie światowej jako piosenka A tu jest Warszawa utwór Artura Bartelsa powstał po 1863 r. i wyrażał wiarę - mimo klęski Powstania - w nieśmiertelność miasta:
Niedowiarki, czcze umysły, pletą nam zozprawy,
Że na lewym brzegu Widy nie ma już Warszawy, [...]
Ale bylem, sam widziałem [...]
Choć nie taka jak ją znalem.
Ale jest Warszawa!
Zasada - co nas nie zabije, to nas wzmocni - w pełni sprawdzała się przez całą historię w odniesieniu do warszawiaków i warszawianek, do których doskonale można odnieść słowa wiersza Ernesta Brylla o polskiej babie:
I tak żyję, polska baba
w tym przeciągu tysiąc la [...]
Bo ja jestem polska baba,
A na babę nie ma siły [...]
Jak przeżyję i przytyję
Żadne zło mnie nie dobije!
Symbolicznym wyrazem etosu warszawskości był rok 1945, gdy ściągający zewsząd warszawiacy wskrzeszali ruiny miasta, żeby w nich, tutaj, a nie gdzie indziej, od nowa zbudować swoją przestrzeń życiową.
Miasto nieujarzmione dźwigało się, nawet po największych kataklizmach, dzięki sile charakteru swoich mieszkańców.
Warszawską społeczność cechowały fantazja i humor - goszczące w licznych, skrzących się dowcipem kabaretach oraz na ulicach, targowiskach i lokalnych skupiskach środowiskowych, wszędzie tam, gdzie powstawał specyficzny folklor miejski, który upowszechniał Stefan Wiechecki.
Uosobieniem warszawskości były i są warszawianki. Nie tylko te walczące w konspiracji i na barykadach Powstania Warszawskiego ani te zaradne polskie baby niedające się złamać przeciwnościom losu, lecz przede wszystkim te słynące z urody, dobrego gustu, szykowne, modne, zalotne, skłonne do żartów i flirtu.
Młody Stefan Zeromski w 1886 r. umieścił w Dzienniku znamienną charakterystykę: „W Siedlcach konduktor posadził mnie w jednym przedziale ze śliczną faceteczką [...], Gdym się jej natarczywie przyglądał, oblizała wargi językiem: aha, więc warszawianka!".
W okresie PRL-u przyjeżdżający do Warszawy cudzoziemcy nie mogli się nadziwić i zgłębić fenomenu, jakim byi wygląd warszawianek - modnych; i szykownych, mimo że ze sklepów wiało szarzyzną i bylejakością.
Charakterystyczne typy warszawskie: pyskata przekupka i cwaniak, zostały utrwalone w bogatej literaturze, poczynając od ich trafnego opisu w przewodniku Adama Jarzębskiego z połowy XVII w, Gdy Stanisław Grzesiuk, bard warszawskiego Czerniakowa, śpiewał: „Nie masz cwaniaka nad warszawiaka" pojmował owego cwaniaka - podobnie jak inni „warszawiacy z dziada pradziada" - jako kwintesencję sprytu, zaradności, zadziorności, inteligencji i fantazji. Cechy te dawały pewność siebie i poczucie dominacji, pozwalały górować nad pozbawionymi ich frajerami, głównie przybyszami spod Warszawy i z prowincji, którym można było wszystko wmówić i wszystko sprzedać, nawet kolumnę Zygmunta. Jednak pobłażliwe, a nawet lekceważące traktowanie przybyszów nie było podszyte wrogością, raczej chęcią imponowania.
Warunki, w jakich powstawała j: kształtowała się warszawska wspólnota, nigdy nie sprzyjały sennej mieszczańskiej stabilizacji, która stawała się pożywką dulszczyzny. Przeciwnie, tutaj życie - toczące się między wojnami i powracającą koniecznością odbudowy - wyzwalało energię, zaradność, rozmach, spontaniczność i fantazję.
Miasto otwarte od stuleci dla przybyszów z różnych stron stworzyło społeczność złożoną z różnych nacji, religii, środowisk i zawodów, a wszystkie one, wnosząc coś od siebie, urozmaiciły i wzbogaciły wspólną przestrzeń.
Ten spadek pozostawiony przez wiele pokoleń stanowi etos warszawskości. Niecały przetrwał do naszych czasów - tak przecież odmiennych od poprzednich epok i okresów, ale i dziś daje się zauważyć liczne i różnorodne jego ślady, mniej lub bardziej widoczne.
Niezmienne pozostały: otwartość, energia, przedsiębiorczość, zadziorność, fantazja i humor. Gdzie indziej jak nie tu mógł się urodzić w nowej Polsce po 1989 r. handel łóżkowy i powstać Jarmark Europa - strefy przedsiębiorczości i ulicznego dowcipu. W Warszawie jest powszechnie wiadome, że im gorzej się żyje, tym więcej rodzi się dowcipów.
Jerzy Kasprzycki trafnie zauważył, że jednym z dowodów niezwykłości Warszawy jest to, iż „nie ma tu faktów obojętnych, >ponadczasowych<, anonimowych. Wszystkie naznaczone są jakby wspólnym przeznaczeniem, powiązane ciągłością i logiką historii" (Korzenie miasta I, s. 104).
Nielubiana Warszawa stale przyciąga jak magnes. Ciągną do niej cudzoziemcy i Polacy z całego kraju. I choć powiadają: „To jest brzydkie miasto" lub „W tym mieście nie da się żyć", przecież znajdują tutaj pracę, a nierzadko również dom i swoje stale miejsce na ziemi.
Fenomen warszawskości trwa - bo jest to wspólnota miejsca, ludzi i pamięci o przeszłości.
--
Prof. dr hab. Kwiryna Handke
- językoznawca, slawistka, od lat związana z Instytutem Slawistyki PAN. Jej dorobek naukowy liczy ponad 350 publikacji, w tym wiele prac oraz książek dotyczących nazewnictwa miejskiego i porównawczego. Jest przewodniczącą Zespołu Nazewnictwa Miejskiego Warszawy, istniejącego od 1990r.
Artykuł ukazał się w numerze 1 (2202) Warszawskiego Magazynu Ilustrowanego STOLICA i zamieszczony tu został za zgodą Redakcji
Stolica to magazyn, który został zreaktywowany w 2006 roku.
W tym miesiącu wchodzi w 3 rok swego nowego wcielenia.