Imieniny:
Szukaj w serwisieWyszukiwanie zaawansowane

Kultura

2006.01.27 g. 14:22

Jakub Wocial

Z życia Upiora
Rozmowa z Jakubem Wocialem - aktorem, scenografem i założycielem autorskiego teatru muzycznego Palladium Stage.

Teatr Palladium Stage jako pierwszy w Polsce otrzymał małą licencję na realizację sceniczną spektaklu „The Phantom of the Opera – Z życia Upiora”. Dzieło Andrew Lloyd’a Webber’a, którego premiery odbyły się m.in. w teatrach w Londynie, Stuttgarcie i Tokyo od kwietnia można oglądać również w Warszawie. Jest to spektakl będący niezwykłym połączeniem najsłynniejszych musicali świata: wcześniej wspomnianego „The Phantom of the Opera”, „Jesus Christ Superstar” i „Cats”. W dwóch aktach sztuki opowiedziana jest historia Upiora (Jakub Wocial), który nieszczęśliwie zakochuje się w śpiewaczce paryskiej opery – Christine (Marta Czerska). Podczas spektaklu usłyszeć można najsłynniejsze musicalowe utwory: tytułowe "The Phantom of the Opera”, "Angel Of Music", "Think of Me”, "The Music of the Night”, "All I ask of You”, jak również przeboje "Jesus Christ Superstar": „I don’t know how to love him” i "I only want to say" oraz "Memory" i uwerturę z "Cats". Spektakl ten jest jednak utrzymany w mrocznym i tajemniczym klimacie "Upiora w Operze".

 

Z uwagi na niezaprzeczalny sukces spektaklu "Phantom of the opera – Z życia Upiora" postanowiliśmy przeprowadzić krótką rozmowę z odtwórcą głównej roli – Jakubem Wocialem. Oto co udało nam się z niego wyciągnąć:

 

Masz dopiero 19 lat, a na koncie już role w takich spektaklach jak: "Bajlandia – inny wymiar Bajki", "Piotruś Pan", "Les Miserables", przygotowujesz się do roli Herberta w "Tańcu Wampirów" Teatru Muzycznego Roma. Śpiewać zacząłeś w wieku 7 lat. Skąd wzięło się Twoje zainteresowanie musicalem?
- Musical. Poznałem ten gatunek pracując z Januszem Józefowiczem oraz Januszem Stokłosą przy „Piotrusiu Panu” w Teatrze Roma w Warszawie. Zaraz potem otrzymałem płytę, na której były największe przeboje musicalowe. Ale „Piotruś Pan” to podstawa mojego zżycia się z tą muzyką i z tym gatunkiem teatru.


Musical jest chyba najtrudniejszym z gatunków. W końcu łączy w sobie aktorstwo, muzykę i taniec. Gdzie uczyłeś się śpiewu i gry aktorskiej?
- Początkowo uczyłem się u śpiewaczek operetkowych, które dały mi technikę musicalowo – klasyczną co jest niewątpliwie podstawą śpiewania w musicalu. Obecnie uczę się u Profesora z Akademii Muzycznej im. Fryderyka Chopina w Warszawie. Natomiast jeśli chodzi o grę aktorską, to uczę się sam, podpatrując aktorów w teatrze na scenie. Najważniejsze jest doświadczenie, dlatego też zaczynałem od razu na scenie. A prawda jest taka, że jeśli reżyser spektaklu zobaczy w danej osobie potencjalny materiał, to szlifuje go pod kątem roli, w której go obsadził. Tak więc trudna jest odpowiedź na to pytanie, ale śmiało mogę powiedzieć, że jestem samoukiem.


Założenie własnego teatru jest raczej dość radykalną decyzją, zwłaszcza dla młodego człowieka. Nie bałeś się tego kroku?
- Myślę, że nie należy się bać tego do czego się w życiu zmierza oraz tego, co chce się tak naprawdę robić. Myślę, że moje największe obawy budziła kwestia uzyskania praw do licencji, o które starałem się od września ubiegłego roku (w przypadku „Upiora w Operze”). Jak na razie spotykam na swojej drodze zawodowej ludzi, którzy chcą mi pomagać i wspierać. To jest najważniejsze, aby w zespole, który się tworzy była zdrowa atmosfera. Tego się bałem. Jak się okazuje nie ma czego.


Jednak udało się. Teatr dzięki znakomitym spektaklom zdobywa coraz większą popularność. "4 Oktawy", "Recital", teraz przyszła kolej na "Phantom of the Opera – z życia Upiora", który okazał się kolejnym wielkim sukcesem na małej scenie. Jesteś nie tylko reżyserem musicalu, ale też współtwórcą scenografii, a przede wszystkim odtwórcą tytułowej roli Upiora. Jak dużo czasu zajęła Ci praca nad spektaklem, dopięcie wszystkiego na ostatni guzik przed kwietniową premierą?
- Hmm... Tak naprawdę praca rozpoczęła się już przy realizacji mojego pierwszego spektaklu „4 Oktawy”. Jak już mówiłem od września rozmawiałem na temat warunków licencji i rzeczy związanych z wystawieniem "Upiora" w Warszawie i na małej scenie. To właśnie ta kwestia budziła największe podejrzenie u twórców pierwotnych. "Upiór" był dotychczas wystawiany na wielkich światowych scenach, a tu nagle jakiś 19 latek wysłał do nich swoje demo, swój pomysł na ten spektakl i całą gotową dokumentację. I udało się (ale nie mówię, że było łatwo). Potem szukanie sponsora, wykonawcy i artystów. Na wszystko mieliśmy surowe ramki narzucone przez licencjodawców. Co, do kiedy? Zawsze we wszystkim byliśmy przed czasem. Za każdym razem kończyliśmy dany etap prac nad spektaklem tydzień przed terminem. Jak się okazuje wszystko jest możliwe! A o roli myślałem już rozpoczynając próby na scenie. Całość - muszę przyznać - kształtowana była w ostatnich dniach przed premierą.

 

"Phantom..." jest spektaklem łączącym w sobie najsłynniejsze dzieła Andrew Lloyd Webber'a. . Możemy usłyszeć nie tylko utwory z "Phantom Of The Opera",  ale też fragmenty "Jesus Christ Superstar" i "Cats". Skąd pomysł, by do realizacji "Upiora..." wykorzystać piosenki z innych musicali?
- Chciałem uzyskać coś w rodzaju antologii Webber’a, wybrałem utwory, które pasują tematyką, emocjami. Okazało się, że całość można także opowiedzieć za pomocą dodatkowych utworów z innych musicali tegoż samego kompozytora. Zamknęło się to w piękną całość. Złożyłem mój pomysł w załączniku do licencji. Uznali, że będzie to ciekawy pomysł wykorzystania muzyki Webber'a i zgodzili się. Jako pierwszy otrzymałem prawo do wystawienia historii „Upiora w Operze” na małej scenie i do tego ze znanymi utworami kompozytora z innych musicali.


Czy niebawem możemy liczyć na ukazanie się ścieżki dźwiękowej z "Upiora.."?
- Jestem w trakcie rozmów z brytyjską agencją posiadającą prawa do muzyki Andrew Lloyd’aWebber’a, na razie nagrywam solową płytę z utworami z musicali.


Wracając do tematu... Dotychczasowe spektakle Palladium Stage wystawiane były z udziałem niewielu aktorów, przy symbolicznej scenografii. Jest to niewątpliwie spowodowane ograniczeniem, jakim jest mała scena. Myślę jednak, że są również pewne zalety kameralnych spektakli, w niedużym pomieszczeniu i przy niewielkiej widowni..
- Uważam podobnie. Dlatego też to robię. W Warszawie mamy duży Teatr Muzyczny Roma oraz mały Teatr Muzyczny Palladium Stage. Myślę, że każdy może odnaleźć coś dla siebie w obu teatrach. W naszym niewątpliwie stawiamy przede wszystkim na bliski kontakt z publicznością, dla której się to tworzy.


Masz czasem tremę przed wyjściem na scenę?
- Chyba każdy ma. Mam wielką tremę, ale mobilizującą. Nie ukrywam, że uwielbiam ten stan.


Naturalne jest, że czasem zdarzają się różnego rodzaju wpadki i nieprzewidziane sytuacje, z których trudno wybrnąć aktorowi na scenie. Byłeś kiedyś w takiej sytuacji? (Chyba, że nie możesz nam zdradzać tajemnic zawodowych..)
- Tak, między innymi w Upiorze... Właśnie gram scenę, w której wyznaję miłość Christine (głównej bohaterce), a po lewej stronie widzę, że zaczął palić się żywym ogniem podest pod świece! To było straszne. Musiałem rzucić się na ratunek naszej scenografii... Wszystko się dobrze skończyło, tylko miłość została wyznana w dosyć niecodzienny sposób. To jest zmora naszego spektaklu - żywy ogień. Zawsze się z tego powodu denerwujemy, ale pierwotni twórcy, którzy udzielali licencji nie zgodzili się na zamianę żywych świec na elektryczne. Musimy sobie radzić, zresztą od tego jest obsługa techniczna sceny.


A jak było na castingu do „Tańca Wampirów”? Roman Polański obecny był na każdym przesłuchaniu?
- Nie, dopiero na VI etapie castingu zaszczycił nas swoją obecnością.


Jaką piosenkę przygotowałeś na casting?
- Był to utwór z musicalu "The Phantom of the Opera" oraz "With One Look" z "Sunset Boulevard".


Miałeś tremę?
- I to jaką! Pamiętam doskonale to uczucie, że za minutę wejdę na scenę i będę miał jedyną szansę zaprezentować ten utwór tak, żeby spodobał się Polańskiemu. Jaka to odpowiedzialność! - dopiero z czasem to do mnie dotarło.


I jak poszło?
- Castingi do "Tańca Wampirów" okazały się wyjątkowo trudne. Za każdym razem myślałem, że ten etap zakończy już moją przygodę z tym musicalem. A jednak nie! Widać spodobałem się w roli Herberta i znalazłem się w I obsadzie. Niesamowite, że uda mi się spełnić kolejne z moich marzeń. Bo przecież jednym z nich był “Upiór w Operze”.


A teraz? Na jakim etapie jest praca?
- Niedawno zakończyliśmy próby wokalne. Opracowaliśmy cały materiał musicalu, a w połowie kwietnia Cornelius Baltus (reżyser spektaklu) opracował z nami całość, nadając naszemu surowemu przygotowaniu muzycznemu klimat, emocje i wszystko to, co składa się na ten spektakl pod względem muzycznym.


Co jest dla Ciebie największym wyzwaniem jeśli chodzi o "Taniec Wampirów"?
- Tak naprawdę w tym spektaklu wszystko jest wyzwaniem, ale chyba mogę śmiało powiedzieć, że największym z nich jest zdecydowanie muzyka. Jest poważnym wyzwaniem dla nas wszystkich. "Taniec Wampirów" łączy w sobie wiele gatunków muzycznych: rock, symfonię, czysty musical..


W którym odnajdujesz się najlepiej?
- We wszystkich jak się okazuje i bardzo cieszę się z tego powodu. Jestem dobrej myśli, wierzę, że ze wszystkim sobie poradzę...

 

Taniec Wampirów - charakteryzacja

Taniec Wampirów - charakteryzacja / fot. Monika Kastelion


Grunt to optymistyczne nastawienie. A jaki jest Twój bohater – Herbert?
- Herbert, syn głównego bohatera - Graf Von Krolock'a, jest gejem, ponieważ przez 500 lat kobiety już zdążyły go znudzić... Przyznam, że ta rola jest dla mnie dużym wyzwaniem!


Ale chyba Ciebie kobiety nie nudzą..?!
- Nie, nie! Wręcz przeciwnie!


Gdy jesteś na scenie to myślisz o tym, że 'grasz' czy przychodzi to naturalnie?
- Skupiam się bardzo na tym co robię, ale tak się składa, że każda z ról, które odtwarzam, ma ze mną trochę wspólnego... Upiór, podobnie jak ja, jest wyniosły. Mam w sobie również coś z Herberta, pomimo odmiennej orientacji! Oboje jesteśmy wielkimi romantykami... Tak więc jak najbardziej skupiam się na tym co robię, jednak wcielenie się w postać przychodzi mi łatwo. Nie muszę się zastanawiać: "Boże! Co ja mam teraz, w tej konkretnej minucie spektaklu, zrobić, co powiedzieć...?!"


Na scenie jesteś w takim razie prawdziwy. Pocałunek sceniczny też jest prawdziwy, naturalny?
- Jak najbardziej. Czasem podczas spektaklu "wychodzi" ze mnie mniej emocji, innym razem sam płaczę w finale! Oddaję siebie w każdym spektaklu, dlatego każdy z nich jest inny, ale jednak każdy prawdziwy...


No! No! Co na to Twoja dziewczyna?!
- Aktualnie nie mam dziewczyny.


Wierzysz, że na scenie teatru można spotkać miłość?
- Zdecydowanie tak.


To znaczy, że zdarzały Ci się sceniczne zauroczenia?
- Nie, mi osobiście nic takiego się nie przydarzyło, ale widzę czasem ludzi, którzy poznali się na scenie... Nie ukrywam, że taka miłość jest trudna, bo widzę też czasem ich troski, wynikające z faktu, że oboje są artystami.


A wiec miłość, uczucie na scenie teatru, gdzie wszystko jest fikcją... jest prawdziwe?
- Oczywiście. Tak uważam i tak chcę tworzyć teatr. Chcę aby ludzie, którzy ze sobą pracują na scenie darzyli się przyjaźnią i uczuciem, które łączy cały nasz zespół. Razem tworzymy coś niepowtarzalnego i to się po prostu czuje. 


Czy zawsze silnie angażujesz się w rolę, czy jednak wiesz, że grasz i tym samym "nabierasz" tylko publiczność?
- Nie, nie nabieram. Z resztą sam nie wiem jak to jest odebierane przez publiczność. To widz może powiedzieć, czy oglądając na scenie odgrywaną przeze mnie postać wierzy, że właśnie taki jestem, i że te cechy, w które uwierzył są moimi cechami.


Poza sceną jesteś prawdziwy? Czy może czasem korzystasz ze swojego talentu aktorskiego do "niecnych celów", np. "Panie władzo! To naprawdę nie ja!" 
- Nie, nigdy mi się to nie zdarza. No.. chyba, że w szkole! <śmiech> Ale wśród przyjaciół i znajomych zawsze jestem sobą.


A byłeś kiedyś na bakier z prawem?
- Nie.


A z nauczycielami?
- Oj... z nauczycielami tak.. Ale na żarty. Zawsze.


Co cenisz w sobie najbardziej? Z tego co mówisz to pewnie szczerość...
- Tak, zdecydowanie najbardziej cenię właśnie tę cechę swojego charakteru.


Powiedziałeś wcześniej, że jednym z Twoich marzeń (które z resztą właśnie się realizuje) jest rola w "Tańcu Wampirów". Drugim – wystawienie "Upiora w operze". A marzenia pozasceniczne?
- Hm... Przede wszystkim chcę być szczęśliwy i pragnę, żeby moja rodzina była szczęśliwa. Chciałbym również dalej mieć siły i taki zapał do realizacji moich celów, jak teraz.


A czym jest dla Ciebie szczęście?
- Chyba tym wszystkim co dla każdego. Według mnie "być szczęśliwym" to mieć przy sobie bliską osobę. Mam wiele takich osób. Mam wspaniałego przyjaciela... Bardzo zależy mi na moich znajomych. To jest dla mnie chyba niezdefiniowane szczęście.


Ktoś kiedyś powiedział, że "szczęście to sposób patrzenia na świat". Zgadzasz się? Patrzysz na świat przez różowe okulary?
- Oj... nie, nie! Wiele rzeczy mnie w nim drażni i z tego powodu czasem mam 'doła'. Ale staram się to zmienić. Zawsze chcę mieć wokół siebie zdrową, dobrą i ciepłą atmosferę, a niestety w moim zawodzie nie zawsze się to udaje.


Mówisz dużo o pracy, o teatrze. W takim razie kiedy sypiasz?!
- Rzadko! Naprawdę, nie żartuję...


Jesteś pracoholikiem?
- Wiesz, często pojawiają się podstawy, by tak sądzić. Jak zasypiam, to zawsze ze słuchawkami na uszach i słucham, wymyślam co nowego stworzyć... Właśnie wtedy zawsze mam najlepsze pomysły! Jestem pracoholikiem. Jeśli już jakiś pomysł wpadnie mi do  głowy, to chciałbym zrealizować go jak najszybciej. Przyznaję, że takie życie bywa dość męczące, dlatego zawsze gdy nad czymś pracuję, to po premierze jestem... szkieletem człowieka. Ale daje to efekty, z których jestem dumny.


Jakie są plany na przyszłość Teatru Palladium Stage? Nad czym teraz będziesz intensywnie myślał po nocach?
- W styczniu zaczynamy przygotowania do wystawienia musicalu Claude’a- Michel’a Schönberg’a "Les Misérables". Natomiast trwa nadal konkurs scenariuszy i zastanawiamy się między "Les Misérables", a "Sunset Boulevard" Andrew Lloyd’a Webber’a. Myślę więc nad każdym z tych musicali...


Za to nad "Upiorem..." myśleć już nie musisz?
- Muszę! Na przykład ostatnio nastąpiły pewne zmiany w "Upiorze..." narzucone przez licencjodawcę. Nie spałem po nocach, żeby myśleć! :)


Masz swoje życiowe motto? Oczywiście poza "praca! praca! praca!"
- Praca to dla mnie przyjemność. Faktycznie, moje motto tak właśnie brzmi. Praca i dawanie szczęścia innym. Do tego zawsze zmierzam.



Opublikowal:
-
Serwis oprogramował Jacek JabłczyńskiCopyright(c) 2002 - 2014 Fundacja Promocji m. st. Warszawy