Imieniny:
Szukaj w serwisieWyszukiwanie zaawansowane

Kultura

2011.11.15 g. 20:47

Śląska inwazja na Torwarze


Na początku drugiej dekady listopada 2011 roku warszawski Torwar przeżył najazd artystów sprowadzonych przez agencje estradowe ze Śląska.

Spektakl muzyczny pt. „The Little Big Club – Ulubieńcy Dzieci” był chyba zwieńczeniem oczekiwań wszystkich dzieci, które oglądają programy telewizji Mini Mini. Występowali w nim zarówno Bob Budowniczy i Strażak Sam, parowóz Tomek i Pingwinek Pingu, jak i Roztańczona Angelika oraz Barney – przyjazny tyranozaurus rex. Bohaterom bajek towarzyszył zespół muzyczny The Little Big Club. Widzowie nie tylko słuchali: mogli potańczyć i zaśpiewać ze swoimi ulubieńcami. Mimo, że spektakl przyjechał z Wielkiej Brytanii, a w rolach głównych występowali oryginalni wykonawcy, można było – dzięki dubbingowi - słuchać ich w języku polskim.

 

 

Nie było to jedyne udogodnienie przygotowane przez, organizującą występy, Agencję Artystyczną PARADAM z Dąbrowy Górniczej. Jako pierwsza i, jak na razie jedyna, w Polsce wprowadziła ona zwyczaj, że w przypadku choroby dziecka istnieje możliwość zwrotu zakupionych wcześniej biletów.

 

Kiedy rozmawiałem z dziećmi oglądającymi widowisko, mogłem sparafrazować słynne powiedzenie inżyniera Mamonia z „Rejsu”: „Lubimy to, co najlepiej znamy”. Dlatego niemal każdemu dziecku podobał się inny fragment spektaklu. Ale śmiało można powiedzieć, że pomysł ze sprowadzeniem tego widowiska był doskonałą inicjatywą. Szkoda jedynie, że termin jego prezentacji zbiegł się z długim weekendem, związanym ze Świętem Niepodległości. Wszak od dłuższego czasu wiadomo, że podczas takich weekendów spora część mieszkańców Warszawy korzysta z możliwości wyjazdu i nie zatrzymują ich nawet najciekawsze imprezy. Mam nadzieję, że kolejna prezentacja widowiska, którą zaplanowano na kolejny weekend… w Gdyni, ściągnie większą liczbę widzów.

 

Co ciekawe, podczas następnego weekendu (19.-20. listopada) Agencja PARADAM „rozdwaja się” i nie opuszcza mieszkańców Warszawy. Oprócz gdyńskiej imprezy w stolicy również - tym razem w Hali EXPO XXI - zaprezentowane zostanie widowisko. Będzie to „Forever Crazy” w wykonaniu Le Crazy Horse - jednego z najbardziej awangardowych paryskich kabaretów.

 

Skoro o Francuzach mowa, to warto napisać kilka słów na temat koncertu pioniera muzyki elektronicznej  - Jean Michel Jarre’a. Kiedy muzyk - idąc  środkiem widowni - zbliżał się do sceny, zazdrościłem widzom siedzącym na płycie Torwaru: mogli oni bezpośrednio witać się z artystą. Już ze sceny przywitał się z publicznością, mówiąc nienaganną polszczyzną: „Dobry wieczór, Warszawa”. Podziwiałem jego żywotność: mimo ukończonych 63 lat skakał po scenie, jak młodzieniec, pobudzał publiczność do żywiołowych reakcji, do wstawania i tańczenia. Za mistrzem i jego 3-osobowym zespołem znajdował się biały ekran, który był stopniowo odsłaniany przez rozsuwane kurtyny, aż – w trakcie „Equinoxe 7” – okazało się, że jego szerokość jest taka sama, jak szerokość płyty. Światło i efekty specjalne były ściśle zsynchronizowane z muzyką. Projektory laserowe, które zjechały na scenę -  razem z tymi , które świeciły od dołu - tworzyły wielobarwne okręgi pod sufitem i na końcu sali. W pewnym momencie artysta został otoczony przez promienie laserowe i można było odnieść wrażenie, iż śpiewa spoza zielonych „krat”. Nie znam się na nowoczesnych instrumentach muzycznych, zatem wymienię nazwy niektórych z nich za dziennikarzem Wirtualnej Polski, Zbyszkiem Zeglerem: „analogowe instrumenty klawiszowe, sequencery, perkusja elektryczna, syntezatory, keytary, modulatory, laserowa harfa, Fairlight CMI, theremin i najnowocześniejszy tablet”. W dodatku, dzięki kamerom, można było zobaczyć te instrumenty niemal od środka. Mało tego: mistrz zakładał okulary z miniaturowymi  kamerami i widzowie patrzyli na instrumenty „jego oczami”. Podczas krótkich przerw między utworami publiczność skandowała nazwy utworów, które chciałaby usłyszeć. Sądzę, że były najważniejsze z nich. Artyści zagrali kilka części „Oxygene” - włącznie, z zagraną na bis, najbardziej chyba znaną częścią czwartą. Wykonali, inspirowane twórczością Bacha, „Rendez-Vous 2”. Jean Michel Jarre nawiązywał kontakt z publicznością nie tylko za pomocą muzyki i gestów. Co pewien czas opowiadał o swoich utworach i opowieści te były tłumaczone na język polski. Wielki aplauz wywołała informacja, że – ponieważ „półtora miliarda ludzi na świecie nie umie czytać” – artysta przekazuje do UNESCO po 1 eurocencie z każdego biletu sprzedanego na jego koncerty. Po tym oświadczeniu wykonał poświęcony tej organizacji utwór „Adagio”. Kiedy artyści zakończyli grać „Rendez-Vous 4”, na scenę wpadły pluszaki. Jean Michel Jarre zebrał je i sprawiedliwie podzielił pomiędzy członków zespołu.

 

Początek bisów – to kolejny popis polszczyzny: „Chcecie więcej, Warszawa?”. Po ich zakończeniu artysta, w przeciwieństwie do wielu innych gwiazd muzyki, nie zszedł ze sceny wtedy, gdy publiczność była jeszcze rozbawiona. Zaprosił na proscenium zespół i wspólnie żegnali się z widownią. W efekcie odniosłem przykre wrażenie, że artyści schodzili ze sceny przy bardzo nielicznych oklaskach. Ach, ta warszawska – chyba trochę zmanierowana - publiczność!

 

Był to już dziesiąty koncert artysty w Polsce. Pierwszy z nich miał miejsce w 1997 roku, czyli czternaście lat temu. Sądzę, że organizator jego tegorocznej trasy koncertowej – Agencja Metal Mind Productions z Katowic – może uznać ten występ za udane przedsięwzięcie.

 

Roman Soroczyński
15.11.2011 r.

 



Opublikowal: Michał Pawlik
-
Serwis oprogramował Jacek JabłczyńskiCopyright(c) 2002 - 2014 Fundacja Promocji m. st. Warszawy