W sobotę, 11 lutego 2012 roku, Gliwicki Teatr Muzyczny i Opera Śląska w Bytomiu zaprezentowały widowisko „The Beatles & Queen”, którego polska prapremiera odbyła się we wrześniu 2011 roku. Czescy realizatorzy – Igor Vejsada (The Beatles) i Robert Balogh (Queen) – przy pomocy połączonych zespołów baletowych obydwu teatrów zapoznają widzów z historią legendarnych grup muzycznych, prezentując jednocześnie ich przeboje w oryginalnym wykonaniu.
W pierwszej części widowiska oglądamy początki zespołu The Beatles oraz ich kolejne sukcesy. Słyszymy między innymi „She Loves You”, „Yesterday”, „Help”. Pojawia się brytyjska królowa, która nadaje członkom zespołu najwyższe tytuły Imperium. Słuchając „Michelle”, widzimy partnerki Beatlesów, spośród których wyróżnia się, oczywiście, Yoko Ono. Wstrząsające wrażenie robi jej taniec do utworu „Imagine” po zabójstwie Johna Lennona.
Druga część widowiska toczy się wokół osoby frontmana zespołu Queen, Freddiego Mercury’ego, którego rewelacyjnie zagrał Ivo Jambor. Słyszymy słynny, barceloński, duet z Monserrat Caballé, spotykamy jego rodziców oraz partnerkę – Mary Austin i partnera – Jima Huttona. Kiedy Freddie umiera, wszyscy wiedzą, że „The Show Must Go On”. Na zakończenie widowiska duch Freddiego wraca na scenę, by zaśpiewać znany ze stadionów całego świata utwór „We Are the Champions”.
Fot. Tomasz Zakrzewski
http://www.teatr.gliwice.pl/
Podczas przerwy Dyrektor Gliwickiego Teatru Muzycznego, Paweł Gabara, powiedział w kuluarach, że często ma okazję obserwować reakcje publiczności. Widzi, iż pierwsza część wzbudza większe zainteresowanie wśród pokolenia 50+, natomiast podczas drugiej doskonale bawią się 30-latkowie. Trudno zaprzeczyć tej refleksji, wszak o gustach się nie dyskutuje. Sam należę do wielbicieli Beatlesów. Jeśli jednak porównać obie części pod kątem spójności i przejrzystości zdarzeń, druga z nich wydawała mi się lepsza. Nie znam się na choreografii, dlatego żałuję, iż nie zapytałem pana Dyrektora, czy jej twórcy celowo dopuścili do tego, że podczas tańców zbiorowych niektóre figury były wykonywane przez tancerzy w różnym tempie.
O ile podczas widowiska „The Beatles & Queen” Sala Kongresowa nie była – niestety - pełna, o tyle następnego dnia (12 lutego 2012 roku), gdy prezentowano „Wesołą wdówkę”, pękała w szwach. Sądzę, że jedynie wrodzona skromność przedstawicieli Gliwickiego Teatru Muzycznego oraz Biura Promocji Kultury i Reklamy PROMOTON nie pozwalała im, aby pękali … z dumy.
Fot. Krystian Wysucha
http://www.teatr.gliwice.pl/
Od swej premiery, która miała miejsce 30 grudnia 1905 roku w Wiedniu, najbardziej znane dzieło Franza Lehára – skomponowane do libretta Victora Léona i Leo Steina - przyciąga tłumy widzów na całym świecie. Nic dziwnego zatem, że była ona przedstawiana niemal milion razy! Premierowa wersja nie schodziła z afisza przez dwa i pół roku, osiągając w tym czasie ponad czterysta przedstawień. Dostępne statystyki wskazują, iż operetka jest grywana na całym świecie około 8 tysięcy razy rocznie. Dzisiaj trudno to sobie wyobrazić, ale w Stanach Zjednoczonych prezentowano „Wesołą wdówkę” pięć tysięcy razy w ciągu roku. Do annałów kultury weszła brodwayowska wersja z 1944 roku, w której wystąpili Jan Kiepura i Marta Egerth. Polska prapremiera odbyła się w niecały rok po światowej: 16 listopada 1906 roku w warszawskim Teatrze Nowości. Kilkanaście lat później nastąpił stosunkowo mały incydent związany z tym dziełem. Otóż, w 1921 lub 1922 roku z sufitu Teatru Wodewil oderwał się tynk, który spadł na widownię. Gdyby wtedy obowiązywały takie same standardy dziennikarstwa, jak obecnie, ówcześni reporterzy mieliby temat na kilka dni. Tym bardziej, iż zarówno podczas premiery, jak i owego feralnego wieczoru rolę Hanny grała ta sama diva operetkowa, Wiktoria Kawecka. Później „Wesoła wdówka” pojawiała się również na innych warszawskich scenach, ale to już inna bajka.
W gliwickim przedstawieniu, prezentowanym w Sali Kongresowej, rolę Hanny powierzono Grażynie Brodzińskiej. Chyba trudno o lepszy wybór! Pani Grażyna świetnie nawiązuje do pięknych wykonań tej roli przez Wandę Polańską i Iwonę Borowicką. Dużą sympatię warszawskiej publiczności wzbudzili niby nonszalancki Daniło (zagrany przez Michała Musioła) oraz wiecznie zagubiony Niegus (Jerzy Gościński). Moją uwagę wzbudzili również Ewelina Szybilska w roli dystyngowanej Walentyny oraz Łukasz Gaj (Kamil de Rosillon), którego piękny głos był okrasą widowiska. Sądzę, że teksty piosenek Jerzego Jurandota znakomicie wpisują się w treść i atmosferę spektaklu, którego reżyserką jest Maria Sartova. Zawsze fascynuje mnie praca dyrygenta i Wojciech Rodek, który jest kierownikiem muzycznym widowiska, nie zawiódł moich oczekiwań.
Obecna inscenizacja jest czwartą w historii Gliwickiego Teatru Muzycznego, który wcześniej nosił nazwę Operetki Śląskiej. Pierwszą „Wesołą wdówkę” (z 1953 roku) prezentowano 171 razy, druga (z 1977 r.) pojawiała się na afiszu 193 razy. Wersja z 1992 roku, związana z ówczesnym jubileuszem teatru, była prezentowana 115 razy. Życzę, aby spektakl, którego premiera miała miejsce 4 marca 2011 roku, doczekał się co najmniej tylu wystawień, ile miała najwcześniejsza, wiedeńska, wersja „Wesołej wdówki”.
Obydwu teatrom - Gliwickiemu Teatrowi Muzycznemu i Operze Śląskiej w Bytomiu – życzę, aby również widowisko „The Beatles & Queen” zyskało aprobatę publiczności. Wszak zespół The Beatles został zwycięzcą kategorii „Piosenkarze zagraniczni” w ogłoszonym przez tygodnik „Polityka” plebiscycie „Naj … XX wieku”, zaś zespół Queen zajął w nim czwarte miejsce. Obydwa zespoły nie dojechały, niestety, do Polski. Jedynym ex-Beatlesem, który – jak na razie wystąpił w Polsce, był Ringo Starr: 15 czerwca 2011 roku w Sali Kongresowej marynary fruwały, jak za dawnych czasów! Dlatego należy wysoko cenić popularyzatorów tego typu muzyki.
Podczas pisania powyższego artykułu korzystałem między innymi z programu opracowanego przez Gliwicki Teatr Muzyczny w marcu 2011 r.
Zdjęcia i filmy pochodzą z serwisu internetowego http://www.teatr.gliwice.pl/