W wyścigach kwalifikacyjnych kierowcy jeżdżą tak, aby uzyskać możliwie najlepszy czas przejazdu. Każdy ze startujących musi ukończyć co najmniej dwa wyścigi kwalifikacyjne, dwa najlepsze rezultaty ustalają kolejność na polach startowych wyścigów finałowych. Pięciu najszybszych kierowców uzyskuje prawo startu w finale A, kolejna piątka zajmuje miejsca w finale B, następni w finale C i tak dalej, zależnie od liczby startujących kierowców. Na starcie finału gromadzącego najwolniejszych zawodników staje sześciu kierowców, zwycięzca zdobywa prawo zajęcia szóstego pola startowego w kolejnym biegu finałowym. Teoretycznie najwolniejszy kierowca kwalifikacji może – wygrywając w kolejnych biegach finałowych - zwyciężyć w zawodach, jednak zdarza się to sporadycznie. Wyniki wyścigów kwalifikacyjnych mają więc duże znaczenie dla ostatecznego rezultatu w całych zawodach. Dlatego też i w tej pierwszej fazie rywalizacji nie brak twardej walki, urwanych lusterek, wypadnięć poza tor czy uszkodzonych zawieszeń. Niemal każdym wyścigu obu kwalifikacji rozgrywanych w niedzielę zdarzały się najróżniejsze przygody.
Najmniej licznie pojawili się w Słomczynie kierowcy w stawce Touring Cars.
W tej stawce mistrz Polski, Czech Roman Castoral, miał walczyć o objęcie prowadzenia w klasyfikacji z Norwegiem, Larsem Oivindem Enerbergiem. Obaj w kwalifikacjach uzyskiwali czasy bardzo zbliżone, pozostali rywale jeździli wyraźnie wolniej. W wyścigu finałowym Norweg niesiony gorącym dopingiem kibiców wyprzedził Czecha i zwyciężając w przedostatniej rundzie zapewnił sobie tytuł mistrzowski. Trzeci stopień podium w Słomczynie również przypadło norweskiemu kierowcy, Davidovi Nordgardowi.
Touring Cars
Miejsca w finałach dwóch klas zapewniło sobie czterech Polaków. Zdecydowanym faworytem w klasie Super1600 był Krzystof Skorupski, który zapewnił sobie pierwsze pole startowe w finale A. Dariusz Sobecki (w starciu z Robertem Czarneckim uszkodził o bandę samochód) i Kamil Sokołowski (nie wytrzymała skrzynia biegów) nie ukończyli dwóch wyścigów kwalifikacyjnych i w polskiej rundzie tegorocznych mistrzostw Europy nie zostali sklasyfikowani. Ostatnie miejsce w tej klasie i prawo startu w finale C wyjeździł sobie Robert Czarnecki, jednak za falstart został wykluczony z wyścigu i nie powalczył o poprawienie pozycji.
Krzysztof Skorupski
Natomiast nadzwyczaj mądrze, bardzo szybko i niemal bezbłędnie pojechał w finale A Krzysztof Skorupski. Po pierwszym zakręcie był już na prowadzeniu, którego nie oddał do mety. Nie należy jednak sądzić, że wyścig był kaszką z mleczkiem. Polaka przez cały dystans mocno atakowali rywale, i to nie byle jacy rywale. Zaledwie pół sekundy za Polakiem przejechał linię mety Fin, Jussi-Pet Leppihalme, a sekundę później ukończył wyścig Norweg, Andreas Bakkerud. Ten ostatni trzecim miejscem zapewnił sobie tytuł mistrza Europy, liczna grupa norweskich kibiców urządziła mu na mecie taką fetę, jakiej jeszcze Słomczyn nie widział. O tym, że Skandynawowie potrafią jeździć samochodami, wiadomo od lat. Ograć doświadczonych i świetnie przygotowanych mistrzów kierownicy, i to nie pierwszy raz w tym sezonie, to wyczyn nie lada. Krzysztof Skorupski zwyciężając w przedostatniej rundzie mistrzostw Europy awansował na piąte miejsce w klasyfikacji sezonu. I to startując w zaledwie pięciu z dziewięciu rozegranych dotychczas rund. Za jego sprawą na torze Słomczyn rozbrzmiał Mazurek Dabrowskiego.
Krzysztof Skorupski
na torze i w chwili zwycięstwa
W stawce Super Cars również dwaj startowali Polacy: Łukasz Zoll i Marcin Wicik zajęli ostatnie dwa pola startowe w finale C. Trudno było spodziewać się awansu do finału B. Już w wyścigach kwalifikacyjnych widać było, że różnica w osiągach samochodów jest większa niż między Adamkiem a Kliczko. Ford Fiesta Marcina Wicika odmówił współpracy i kierowca siłą woli zmusił auto do dotarcia do mety. Łukasz Zoll wykorzystał możliwości samochodu do maksimum, wystarczyło to do zajęcia czwartego miejsca w wyścigu i czternastego w zawodach. Nadzwyczajnych emocji i kapitalnego widowiska dostarczyli kierowcy startujący w finale B.
Klasa Supercars 1600
na torze i na podium
Po raz pierwszy na torze w Słomczynie pojawił się kierowca z USA, Tanner Foust, i był jednym z głównych aktorów widowiska.
Tanner Foust
Kierowca z USA
Licznie przybyli na tor widzowie z zachwytem oglądali sześć potworów ruszających z nadzwyczajnym przyspieszeniem ze startu i składających się do pierwszego zakrętu. Donośne Ooooo! kwitowało zdumiewający fakt, że wszyscy w zakręcie się zmieścili, nikt nikogo nie palnął i po kolejnym nawrocie cała stawka w karnym rządku, acz z wielkim wigorem pomykała do kolejnych fragmentów toru. W zaciętej i wyrównanej stawce wciąż dochodziło do ataków i obron, bywało że fruwały fragmenty karoserii, częściej jednak powodzeniem kończył się atak lub obrona. W finale B ataki wszystkich na wszystkich trwały od startu do mety, dwóch Norwegów, dwóch Brtyjczyków, Rosjanin i Amerykanin walczyli zaciekle przez całe sześć okrążeń. Po zakończeniu wyścigu przez długi czas trwały deliberacje Zespołu Sędziów Sportowych , w końcu okazało się, że do finału A awansował Amerykanin. Na finale B zakończyli rywalizację: wicelider klasyfikacji Timur Timerzyanov, czwarty w klasyfikacji sezonu Lysen Mats czy depczący mu po piętach Liam Doran.
Klasa Super Cars
W ostatnim wyścigu zawodów ponownie emocji nie zabrakło. Ponownie doskonałe panowanie nad samochodem pokazał Amerykanin Tanner Fous startując z szóstego, ostatniego miejsca, a dojeżdżając na metę na trzecim miejscu. Zwyciężył aktualny mistrz Europy, Norweg Sverre Isachsen, jako drugi ukończył wyścig Francuz, Davy Jeanney.
Sverre Isachsen i Davy Jeanney.
Walka i podium.
Pierwszy z prawej Tanner Foust (USA)
Zdjęcia Mirek Rutkowski
Szczegółowe wyniki (nieoficjalne) MERC w Słomczynie:
Super Cars
Super 1600
Touring Cars