Imieniny:
Szukaj w serwisieWyszukiwanie zaawansowane

Rozrywka

2008.09.09 g. 16:32

Wilcza Wyspa Tomasza Konatkowskiego

Komisarz Nowak ponownie w akcji
Recenzja niezależnego warszawskiego Internauty

Czytam bardzo mało beletrystyki. Zaledwie kilkanaście książek rocznie, ale w większości jest to literatura faktu. Wspomnienia, pamiętniki, reportaże. Książki o historii, podróżach, sporcie, Warszawie.

 

"Przystanek Śmierć" - pierwszą książkę Tomka Konatkowskiego przeczytałem właśnie jako "powieść o Warszawie". Historia miasta, moje własne wspomnienia i obserwacje przeplatały się z historia policjanta Adama Nowaka. Książka wciągnęła mnie od pierwszych stron.

 

"Wilcza Wyspa" to druga część cyklu zapoczątkowanego "Przystankiem Śmierć". Podobnie jak w powieści sprzed roku - głównym bohaterem jest tu nie warszawski policjant, a miasto, w którym dzieje się cała historia.

 

Jak pisałem na samym początku - nie jestem znawca literatury. Nie mogę wypowiadać się jako specjalista od kryminałów. Musze jednak powiedzieć, że Wilcza Wyspa to kawał świetnej literatury. "Wchłonąłem" ja w ciągu kilku dni. Ostatnie 200 stron sprawiło, ze półtorej godziny spóźniłem się na umówione piwo ze znajomymi :)

 

Jest tylko jedno "ale".

 

Czytając "Wilcza Wyspę" niejednokrotnie miałem wrażenie, ze "to Książka dla mnie". Autor opisuje świat z "punktu widzenia kibica Polonii Warszawa" - czyli mojego. Z "punktu widzenia miłośnika muzyki". Czyli również mojego. Autor opisuje świat jak miłośnik historii. Jak osoba żywo zainteresowana swoim miastem.
Opisuje Warszawę właśnie tak, jak ja bym to robili.
Zwraca uwagę na mało istotne szczegóły, na które ja również zwróciłbym uwagę.

 

Z jednej strony - to naprawdę niesamowite. Niesamowicie czyta się powieść, w której bohater myśli kodem. Słowami kluczami - niby niezrozumiałymi dla "zwykłych śmiertelników". Ale przecież ja to rozumiem! Ja wiem, "co autor miał na myśli" pisząc "Jak mógł zapomnieć nazwisko komisarza Ciesielskiego!?". Ja dostrzegam humor w zdaniu o "Einsturzende Neubauten". Rozumiem, czemu bohater zaśmiał się mówiąc "Main Hoon Na!". Wiem jak wyglądała dziewczyna na teledysku Roxy Music, słyszę muzykę, kiedy pomyślę o "Zenyatta Mondata". Tez bywałem na "Szlaku orlich gniazd" (chociaż młodym i szlak już mocno przetrzebiony). Wiem, czemu Nowak chciał pójść do Zoo zobaczyć Jaguarzycę z małymi i wiem jak wygląda Veena.

 

Czytałem "Wilcza Wyspę" tak jak "Ruchome Obrazki" T. Pratchetta - ciesząc się tymi smaczkami, aluzjami, mrugnięciami okiem do czytelnika. Z tą różnicą, że te smaczki nie dotyczą kina czy filmów. Dotyczą mnie! Dotyczą Warszawy i Warszawiaków. Dotyczą naszego życia w tym mieście.

 

To naprawdę niesamowita sprawa, stanowiąca wspaniałą "wartość dodaną" do świetnego kryminału.
Ale czy na pewno?

 

Czy osoba nierozumiejąca tych smaczków również będzie tak świetnie się bawić? Jak do "Wilczej Wyspy" podejdą ludzie spoza Warszawy? Nie zainteresowani muzyka? Uważający sport, za cos niewartego zainteresowania? Nie wiem.

Obawiam się, ze niektóre fragmenty będą dla nich zwyczajnie nudne.
Wydaje mi się, ze niektórzy przynajmniej kilkadziesiąt stron uznają za "nic niewnoszącą dłużyznę".

 

Tym większy szacunek mam dla pana Tomka, ze zdecydował się na zachowanie takiego, a nie innego charakteru powieści. Ze zaryzykował krytykę jednych, dla... nazwijmy rzecz po imieniu - uwielbienia innych :)

 

Juz czekam na kolejna część cyklu. A czekając - namawiam Warszawiaków (i nie tylko) do lektury. "Wilcza Wyspa" to doskonała Książka, którą każdy żyjący w naszym mieście powinien poznać.




Opublikowal: Michał Pawlik
-
Serwis oprogramował Jacek JabłczyńskiCopyright(c) 2002 - 2014 Fundacja Promocji m. st. Warszawy