Anita Włodarczyk podobnie jak Tomasz Majewski awans uzyskała już w pierwszej serii. Tomek promocję zawdzięcza dobremu czwartkowemu występowi, a Anita przepustkę do ostatecznej rozgrywki uzyskała dzisiaj.
Anita Włodarczyk
zdj. www.wikipedia.pl
Obydwojgu warszawskich zawodników towarzyszyło przed startem ogromne napięcie. Kiedy weszli jednak do pól rzutowych, zszedł z nich stres i pokazali to do czego zdążyli już nas przyzwyczaić przy poprzednich zawodach. Ogromny stres nie pokrzyżował im planów jak niestety Piotrowi Małachowskiemu, który mimo wygranych eliminacji w finałowej rozgrywce zajął dopiero 9 miejsce w 12 osobowej stawce, przez co nie wszedł do drugiej finałowej serii.
Anita jest bardzo szczęśliwa, że wreszcie mogła zmierzyć się z konkurencją, na co czekała aż tydzień. Jest przekonana, że w niedzielę wyjdzie już znacznie bardziej rozluźniona. Nie chce iść na całość już w pierwszej kolejce, co mogłoby zniweczyć jej plany jak byłemu zawodnikowi AZS i Skry, Piotrowi Małchowskiemu. Piotrek sukces chciał osiągnąć już za pierwszym podejściem, co się na nim zemściło. Wpływ na jego fatalny start miała też nieprzespana noc poprzedzająca finał.
Dlatego też mistrzyni świata z przed dwóch lat pierwszą próbę chce tylko zaliczyć, a o krążki walczyć w drugiej i trzeciej kolejce. Czuje się silna i pewna siebie, mimo małej ilości rzutów w br. W eliminacjach zajęła dopiero 7 miejsce, ale tak jak mówiła, nie chciała się zbytnio eksploatować przed finałem.
Jej eliminacyjny wynik jest słabszy tylko o 4 m od odległości jaką trzeba zanotować by być pewnym zdobycia medalu. By zdobyć ten najcenniejszy, złoty, będzie musiała posłać młot w okolicach 77 m.
Maksimum swoich możliwości nie pokazała też zwyciężczyni eliminacji, Chinka Wenxiu Zhang. Do szacowanej strefy medalowej w finale, na tym etapie konkurencji, zabrakło jej kilkudziesięciu centymetrów. Młot po jej rzucie zatrzymał się na linii 74,17 m.