O sukcesie Polaków zadecydowała świetna gra od samego początku spotkania. Objęcie szybkiego prowadzenia 4:0 było tylko kwestią czasu, kiedy „Biało-Czerwoni” wygrają pierwszego seta. W tej partii rywale zdołali tylko dwa razy ich przełamać, co nie uchroniło ich od wysokiej porażki 6:2.
Mariusz Frystenberg
zdj. www.wikipedia.pl
Ku uciesze kibiców, druga partia nie była już jednostronnym widowiskiem. Górą znów byli nasi rodacy, ale musieli się trochę namęczyć, by dać sobie szansę zgarnięcia całej puli US Open. Trwający prawię godzinę, drugi, niezwykle wyrównany set, również przebiegł po myśli naszego najlepszego debla. Polski duet wygrał dopiero po tie-breaku, 7:4.
Awans do finału jest historyczny. Nigdy do tej pory, w żadnym z wielkoszlemowych turniejów w ostatecznej rozgrywce, nie mieliśmy okazji oglądać swoich rodaków. Sukces tym cenniejszy i nieoczekiwany, że obecny sezon nie jest najlepszy dla polskich tenisistów gry podwójnej. Zajmują dopiero 12 miejsce w rankingu, a indywidualnie wśród deblistów plasują się pozycję niżej.
Obecny sezon jest dziewiątym, kiedy razem występują. W tym czasie osiągali spore sukcesy, ale żadnego z nich nawet w minimalnym stopniu nie można porównać do obecnego.
Warszawiak, Marcin Frystenberg oraz Mariusz Matkowski nie raz byli notowani cztery pozycje wyżej niż ich nadchodzący rywale. Ich finałowy dorobek we wszystkich dotychczasowych finałach to 11 zwycięstw oraz 18 porażek. Dodatkowo cztery razy grali w finale masters - turnieju zamykającym tenisowy sezon, w którym gra najlepsza deblowa ósemka świata.
Nie zmienia to jednak faktu, że nabyte doświadczenie może być niezwykle pomocne w finałowym starciu z niemiecko-austriacką parą, Juergenem Melzerem i Philippem Petzschnerem. Są oni mniej więcej na poziomie Polaków. W rankingu plasują się obecnie na 9 miejscu.