Z tej okazji Wydawnictwo Iskry przygotowało nowe wydanie jego felietonów pt. Moja Warszawa. Powidoki, które w przyszłym tygodniu trafi do księgarń.
Poniżej znajdziesz również fragmenty.
Marek Nowakowski
Moja Warszawa. Powidoki
Jest to zbiór felietonów w nowej edycji z posłowiem Piotra Bratkowskiego, przygotowany na 75-lecie urodzin Marka Nowakowskiego. Na tom składa się wybór tekstów, opublikowanych w trzech tomach Powidoków: Chłopcy z tamtych lat, Wspomnij ten domek na Gęsiówce, Warszawiak pilnie poszukiwany, w latach 1995–1998
O Autorze:
Fragmenty:
Miasto
To było słowo klucz. Otwierało tyle zamków. Zapalało wyobraźnię.
– Idziemy w miasto!
Odkąd pamiętam tak mówili starzy, młodzi. My, najmłodsi, przejęliśmy od nich to magiczne słowo. Miasto jako świat pełen tajemnic, symbolicznych znaków, sekretnych tropów. Więc poszliśmy. Były to lata powojenne. Warszawa ruin, wypalonych szkieletów domów, cmentarzysko. Gdzieniegdzie pozostały enklawy dawnej zabudowy cudem ocalone po pożodze. Penetrowaliśmy wypalony obszar z żarłoczną chłonnością. Żyła jeszcze pamięć niedawnego miasta. Żyli tamci ludzie. Oni nam przekazywali jego historię, piękne i niepiękne dzieje. Ożywiała się przeszłość, nakładała na teraźniejszość. Mijały lata, dużo lat. Towarzyszyłem dziejom miasta niby jego strażnik. Na dobre i na złe. Tak już pozostało. Także i teraz powtarzam sobie z nagła to słowo – Miasto!
Jest w nim jakiś prąd. I mimo garbu lat czuję się znów chłopakiem z miasta. Ruszam w wędrówkę. Otaczają mnie umarli i żywi.
Dzikie Pola
Były to tereny rozciągające się między przystankami EKD: Szczęśliwicami i Granicą Miasta przy Opaczewskiej. Obszar jak na miarę możliwości podmiejskich malowniczy. Pola badylarzy, łąki, glinianki. Uroku dodawały jeszcze pozostałości wałów i fos dawnych fortyfikacji. Rozległe te nieużytki, swoiste Dzikie Pola dochodziły z jednej strony do Okęcia, a z drugiej do Włoch. Stanowiły ziemię niczyją, bo ani władza, ani nikt inny tutaj nie wkraczał. Widziało się staruszki wypasające kozy, rybaków wystających nad gliniankami i bezpańskie psy.
Chłopcy z Ochoty i Okęcia tutaj odbywali wszelkie przypisane do wieku inicjacje: ryzykowną naukę pływania w zdradziecko głębokich gliniankach, igraszki z dziewczynami, pierwszą degustację napojów wyskokowych i rybacką sztukę medytacji z wędką nad wodą w oczku między trzcinami.
Piszący te słowa, jako sześciolatek uciekł z domu. W poszukiwaniu wolności bezwiednie podążył wzdłuż torów kolejki w kierunku Szczęśliwic. Rozszalała się wtedy letnia burza z błyskawicami rozdzierającymi niebo i trzeba było wracać.
Często nad gliniankami zatrzymywały się kolorowe tabory Cyganów i nocą płonęły ogniska. Z okien wagonów EKD obozowisko tych ostatnich, niepokonanych nomadów wyglądało tak pociągająco i romantycznie! W latach późniejszych te strony stały się miejscem zwózki śmieci. Zewsząd, z całego miasta przyjeżdżały wozy – śmieciarki – i zwalały tony makulatury, szmat, żelastwa, zgniłych odpadków, słowem wszystkiego, co wydala z siebie codziennie przeszło milionowa metropolia.
Z Posłowia Piotra Bratkowskiego
Obchodzący w tym roku swoje 75-lecie Marek Nowakowski pisze przez całe moje życie: jego debiutanckie opowiadanie Kwadratowy ukazało się, gdy miałem dwa lata. A ja z kolei prawie przez całe życie go czytam: zaczęło się jeszcze chyba w szkole podstawowej od wydrukowanego bodaj w „Twórczości” opowiadania Teczka (weszło później do tomu Mizerykordia), pełnej mocno cynicznego humoru opowieści o przygodzie dwóch panów w delegacji służbowej. Okazało się, że jest w domu najnowsza z opublikowanych dotąd książek Nowakowskiego – Zapis; natychmiast ją pochłonąłem. W ten oto sposób, sam o tym nie wiedząc (miałem wówczas zamiar zostać biologiem albo chemikiem), zacząłem już wtedy przygotowywać moją pracę magisterską, poświęconą właśnie twórczości autora Księcia Nocy.
(...) Wśród opinii, pomniejszających pisarsko autora Silnej gorączki był i ten, że Nowakowski nigdy nie stworzył „prawdziwej” powieści, (...) że skupia się na literackich drobiazgach, przyczynkach. Zapis był – nie wiem, na ile świadomą – odpowiedzią na te zarzuty i zarazem (całkiem już chyba niezamierzonym) manifestem metody twórczej pisarza. Kilkadziesiąt opowiadań – bardziej rozbudowanych i zupełnie szkicowych, króciutkich – rozgrywa się podczas jednej, wyjątkowo mroźnej zimy w Warszawie i przyłączonych do niej, ale wciąż peryferyjnych, rodzinnych Włochach pisarza. Te ułamkowe, często jednostkowe historyjki układają się jednak w panoramiczną całość. Nie będąc w klasycznym sensie tego słowa powieścią, tworzą jednak powieściową strukturę, zmuszają, by jak powieść je czytać i w efekcie – złożone razem pełnią tę samą co powieść funkcję: wyczerpującego opisu wybranego przez pisarza wycinka ludzkich losów.
(...) Teksty składające się na Powidoki są „nie-literaturą” jeszcze z jednego powodu. Zanim stały się książką, drukowane były jako felietony w prasie – „Kulisach” i „Życiu Warszawy”. Kolejne odcinki powstawały więc na zamówienie: na określony termin i pod wyznaczony przez redakcje wymiar. Spełniały więc także doraźną funkcję użytkową.
Tyle że – po latach widać to wyraźnie – pod ręką prawdziwego pisarza także „nie-literatura” zamienia się w literaturę. Czytane dziś Powidoki okazują się kolejną „niby-powieścią” Marka Nowakowskiego.