Mam kilka hajlajfowych miejsc do spacerowania w Warszawie. Kocham chłonąć atmosferę Starówki, Łazienek i... Zoo oraz Powązek Wojskowych. Ale szczególnym sentymentem darzę Wilanów. Barokowy pałacyk otoczony jest cudownymi ogrodami i parkiem, które oferują kilkugodzinny pieszy relaks.
O ile ogrody są ugrzecznione i podporządkowane geometrii oraz nożycom ogrodników, o tyle park w stylu angielskim kusi swą dzikością i niewiadomą...
Mnie fascynuje stara wierzba nad stawem, której warkocze sięgają wody i brzegu, kaskada wodna i zapomniane – wydawałoby się – krańce parku a także Jezioro Wilanowskie z jego szuwarami pełnymi skrzydlatych przyjaciół... W tych miejscach fajnie jest zrobić sobie przerwę w spacerze na kanapkę i herbatę z termosu i zaprosić do biesiady kaczki, wróble, wiewiórki. Tutaj to uchodzi, pasuje. W Ogrodzie Barokowym czy Różanym psułoby harmonię i majestat kątów prostych i symetrii. Otoczenie królowych kwiatów narzuca przecież swoistą etykietę. Ale te zakątki są za to idealne do skupiania na swej twarzy promieni słonecznych zarówno tych wrześniowych, jak i nieśmiałych-wiosennych.
Od kilku lat na terenie dziedzińców i parku są prowadzone badania archeologiczne mające na celu m.in. poznanie planów założeń ogrodowych i przebiegu alejek. Co ciekawe, w niedalekiej przyszłości być może zostaną odtworzone nasadzenia oryginalne, pierwotne, bo przecież np. aksamitki to pomysł PRL-u. Przy okazji przydałoby się również rozstać z okropnym asfaltem pokrywającym alejki...
Rozmarzona otwieram oczy a na drugim brzegu Jeziora Wilanowskiego widzę czaplę – a może to Feniks?
Fotografie: Wikipedia