Związany z Warszawą od urodzenia, coraz więcej czasu spędza jednak z dala od niej. Co takiego ciągnie go w coraz bardziej odległe rejony Świata?
Rozmowa z Robertem „Gerberem” Gondkiem przy okazji otwarcia wystawy zdjęć jego autorstwa.
Gerberze – pozwolisz, że zostanę przy tej wersji?
Jasne. W końcu to Ty wymyśliłeś mi tę ksywę (śmiech).
Spotykamy się po pokazie otwierającym Twoją drugą już wystawę w restauracji Sadhu. Skąd pomysł na Afrykę? Pierwsza wystawa dotyczyła zupełnie innych rejonów Świata.
Tak – to już moja druga wystawa. Pierwsza z nich była poświęcona Nepalowi i wyjazdowi, który zorganizowałem w rocznicę śmierci mojego przyjaciela
Piotra Morawskiego. Bardzo chciałem zrobić coś dla Piotrka, chciałem się z Nim pożegnać w Himalajach, które tak bardzo kochał i gdzie zginął.
A Afryka? Pierwszy raz byłem w Afryce w 2000 roku, właśnie razem z Piotrkiem, w Republice Południowej Afryki, Lesotho i Swazilandzie. I zakochałem się w tym kontynencie.
Na drugi raz czekałem długo - do 2008 roku. Pojechałem do Tanzanii z trzema kumplami, aby wejść na Kilimanjaro. Udało się. Szukałem kolejnego celu. I już wiosną 2009 roku pojechałem do RPA, aby wystartować w ultramaratonie biegowym w Kapsztadzie, a później zwiedzić Namibię. Tuż po wylądowaniu dowiedziałem się, że Piotrek zginął w Nepalu. Cóż za zbieg okoliczności.
Afryka to kontynent, który nieprzerwanie mnie pociąga i szukam byle pretekstu, aby tam pojechać, znów zobaczyć odmienne podejście do życia, fantastycznych ludzi, piękne krajobrazy, no i poczuć odrobinę adrenaliny. Po dwóch latach przerwy znowu tam trafiłem. Z Agnieszką odwiedziliśmy mojego znajomego w Tanzanii i zwiedziliśmy kolejny kawałek tego wspaniałego kraju. Nie minęły 2 miesiące i ponownie byłem w Afryce. Tym razem w Kenii i Ugandzie w ramach wymyślonego przeze mnie projektu „W drodze na najwyższe szczyty Afryki”. Afryka to naprawdę fantastyczny i ogromnie zróżnicowany kontynent. Weźmy na przykład taką Ugandę i Tanzanię. W ciągu trzech tygodni można wędrować przez las deszczowy w Górach Księżycowych, wspinać się po lodowcu Margherita na wysokości ponad 5000 m n.p.m., obserwować życie szympansów i goryli górskich, pływać po Nilu wśród niezliczonej ilości hipopotamów i krokodyli, brać udział w Safari wśród tysięcy dzikich zwierząt, spędzić kilka dni mieszkając z Masajami w ich bomach, a na koniec odpocząć na wspaniałych plażach Zanzibaru zajadając przepyszne ananasy i owoce morza. Czy to nie wystarczy żeby zakochać się w Afryce?
Z tego co słyszeliśmy w trakcie pokazu, nie podróżujesz sam. Czy tworzycie jakąś stałą ekipę, czy raczej szukacie chętnych na każdy wyjazd?
Każdy mój wyjazd do Afryki to wyjazd w innym towarzystwie, bo znalezienie chętnych nie jest wcale takie proste. Organizuję podróże podczas których jesteśmy stale w drodze, codziennie w innym miejscu. Najczęściej śpimy w, delikatnie mówiąc, mało komfortowych warunkach, czasem bez możliwości umycia się, czy zjedzenia czegoś konkretnego. Jednak wszystkie te niedogodności mają swój urok, a spotkani w drodze ludzie i dobre towarzystwo sprawiają, że nie ma to wielkiego znaczenia, a każdy dzień przynosi nowe, fajne niespodzianki i przygody. Leżenie na plaży czy nad basenem z drinkiem w ręku, stanowczo mnie nie pociąga. Zdecydowanie nie. I dlatego wcale nie jest tak łatwo o zgraną ekipę, która będzie miała wspólny cel. Dochodzą do tego oczywiście indywidualne ograniczenia finansowe, rodzinne i zawodowe. No i nie każdy jest zainteresowany takim spędzaniem wolnego czasu. Póki co staram się podróżować ze znajomymi, sprawdzonymi osobami, choć nie wykluczam, że w kolejnych wyjazdach połączę siły z innymi osobami, które będą miały podobne do moich oczekiwania i cele.
Czy to jeszcze hobby, czy już powoli sposób na życie? Bo zawodowo związany jesteś raczej z inną branżą?
Podróżowanie zawsze było moim hobby i tak pozostanie na zawsze. Początki to przecież nasze wspólne wyjazdy rowerami po Europie, to moje podróże autostopem. Z roku na rok wyjeżdżanie na dłużej staje się coraz łatwiejsze. Nie wyjeżdżam już pełen obaw, że sobie nie poradzę w nieznanym mi kraju. Mam coraz większe doświadczenie, a apetyt na poznawanie nowych miejsc rośnie w miarę jedzenia. Poza tym przebywanie w odległym kraju, daje mi możliwość nabrania dystansu do codzienności. Wracając do Polski, cieszę się, że będę mógł podzielić się moimi wspomnieniami z bliskimi, że będę mógł oddać za pomocą zdjęć kawałek tego, co zobaczyłem, czego doświadczyłem. Ale cieszę się również na myśl, że niedługo znowu będę mógł wyjechać. To mi się podoba coraz bardziej. Nie da się ukryć, że poświęcam temu coraz więcej czasu i chyba zaczyna to być moim sposobem na życie.
Lubię i chcę to robić. Masz też rację, że zawodowo związany jestem z inną branżą, ale jednak trochę łączy się ona z turystyką. Pracuję w firmie ubezpieczeniowej, tworzę ubezpieczenia turystyczne, współpracuję z biurami podróży z całej Polski, ale mimo wszystko nie korzystam z ich usług. Moje wyjazdy organizuję sam. A może kiedyś będę to robił dla innych, aby pokazać Afrykę taką, jaką lubię?
Znamy się od wielu lat, nigdy nie należałeś do grona domatorów, ale co skłoniło Cię do takiego zintensyfikowania działań, jak ma to miejsce od kilku lat? Przypomnijmy, oprócz podróżowania, startujesz w maratonach, bierzesz udział w MTB Maratonach.
Tak rzeczywiście, zawsze gdzieś mnie nosiło, chociaż miałem taki okres w życiu, że trochę mi się nie chciało. I zyskałem kilkanaście kilogramów. Czułem się z tym źle i chyba 6 lat temu nastąpił taki moment, że stwierdziłem, że coś trzeba zmienić. Zacząłem biegać, jeździć na rowerze. Stawiałem sobie kolejne cele – przebiec pierwszy maraton, ukończyć maraton rowerowy dookoła Tatr, czy przebiec 56 kilometrowy Two Oceans Marathon w Kapsztadzie. Osiągnięcie celu dawało mi energię do dalszego działania. I tak już to trwa. Ukończyłem chyba 8 maratonów biegowych i kilkadziesiąt maratonów MTB. Dzięki temu, że ciągle gdzieś biegam i startuję, fizycznie jestem przygotowany, aby również chodzić po górach. I chodzę. I jest mi z tym dobrze.
Przybliż proszę naszym czytelnikom cel obecnego projektu.
W drodze na najwyższe szczyty Afryki to pomysł, czy projekt, jak to ostatnio modnie się nazywa, który ma na celu zdobycie najwyższych szczytów w każdym afrykańskim kraju, jak również poznanie kultury i ludzi mieszkających w różnych zakątkach Afryki. Projekt początkowo miał się nazywać ”Polish – Tanzania team on the way to the highest Africa’s peaks”. Niestety mój przyjaciel z Tanzanii ze względów finansowych nie miał możliwości uczestniczyć w drugim etapie projektu, czyli wyjeździe do Kenii i Ugandy, więc projekt musiał zmienić nazwę.
Do tej pory udało mi się zdobyć najwyższe szczyty Tanzanii (Kilimanjaro), Kenii (Mount Kenya) i Ugandy (Rwenzori). Kolejne kraje na mojej drodze to Maroko, Etiopia, RPA, Namibia, Lesotho, Swaziland, Burundi i Rwanda, a później kolejnych kilkadziesiąt. Wszystkich zainteresowanych pomocą w organizacji wyjazdów do kolejnych państw zapraszam do współpracy.
Chciałbym również w najbliższym czasie zająć się organizowaniem wyjazdów w miejsca, w których byłem. Na razie jednak, korzystając z mojego doświadczenia pomagam wszystkim chętnym w znalezieniu zaufanych touroperatorów z Kenii, czy Tanzanii, którzy zagwarantują ciekawe zwiedzanie Afryki.
A spotkałeś w Afryce coś, co Ci się nie podoba?
Oczywiście jest trochę rzeczy, które mi się nie podobają. W krajach, do których przyjeżdża dużo bogatych turystów, na przykład w Kenii, mieszkańcy wychodzą z założenia, że każdy „Mzungu” to chodzący bankomat, który przyjechał do ich kraju i ma niekończące się pokłady gotówki, którą może rozdawać na prawo i lewo. Według nich, dla białych nie ma znaczenia czy za obiad zapłacą 5 dolarów, czy 100. Uważają, że my po prostu mamy pieniądze. Można się do tego przyzwyczaić, ale nie ukrywam, że jest to bardzo irytujące. Na szczęście nie wszędzie tak jest. W Ugandzie turystów nie ma jeszcze aż tak wielu, w związku z czym ludzie są bardzo bezinteresowni, przyjaźni i uśmiechnięci.
A zatem pozostaje mi życzyć Ci … no właśnie, czego?
Pozostaje Ci życzyć mi, aby moje hobby rzeczywiście stało się moim sposobem na życie.
Oczywiście zapraszam wszystkich na wystawę i na moją stronę internetową.
Dziękuje za rozmowę.
-
Wystawę w restauracji Sadhu (Warszawa, ul. Wałowa 3) można oglądać do końca maja, codziennie, w godzinach13.00- 23.00.
Wstęp bezpłatny.
Robert „Gerber” Gondek – warszawiak z Chomiczówki, podróżnik, fotograf, miłośnik biegów długodystansowych i maratonów MTB. Zafascynowany Afryką, jej kulturą, ludźmi, przyrodą i górami. Autor projektu „W drodze na najwyższe szczyty Afryki”. Dzięki swoim kontaktom w Afryce pomaga zorganizować ciekawe wycieczki do Afryki, w miejsca, które odwiedził, gwarantujące, że pobyt na Czarnym Lądzie to nie kąpiel w basenie i leżenie pod palmą. Na stronie internetowej
www.gerber.d7.pl można obejrzeć zdjęcia z dotychczasowych wypraw i przeczytać pełne emocji relacje z wyjazdów.