W najbliższą NIEDZIELĘ 25 listopada, Fundacja Ja Wisła rozpoczyna znakowanie lewobrzeżnej granicy wiślanego Rezerwatu Przyrody Wyspy Zawadowskie, w części należącej do Dzielnicy Wilanów m. st. Warszawy.
Spotykamy się w NIEDZIELĘ 25 listopada o godz. 9.30 na pętli autobusowej w Wilanowie, kawka w McDonaldzie ;)
Wyruszamy pomarańczą lub autobusem 164 na Kępę Zawadowską, gdzie na 499 kilometrze szlaku żeglownego Wisły, przy wysypisku popiołów z EC Siekierki zaczyna się rezerwat. Bóbr tu wiklinę podgryza, towarzyszy mu liczna, na tym odcinku rzeki, wydry morda sympatyczna za rybami nurkująca. W zaciszu łęgowych lasów sarny i dziki buszują, a na zamglonych wyspach czatuje bielik, kaczki do zawału doprowadzając. Tracza od szlachara nauczyć się rozpoznawać można i nura wyłowić z Wisły, lornetką.
Zabrać należy ciepłe waciaki i gumofilce. W planie kopanie dołów, wożenie gruzu i piachu taczkami, ręczne rozrabianie betonu i tym podobne, zwykłe ekologiczne rozrywki na mrozie. Znakujemy teren od Kępy Zawadowskiej w górę rzeki, może uda się dotrzeć do przekopu Jeziorki. Termosy i typowy prowiant dla wielorybników obowiązkowo. Zamiast harpunów: szpadle i taczki. Aparat fotograficzny i lornetkę do podglądania syren, które na Wyspach Zawadowskich matecznik swój mają, zabrać warto. Doświadczenia minionego weekendu, gdy trzydziestą tablicę w blasku reflektorów samochodowych stawialiśmy w Karczewie, wzięcia czołówki możliwość pod rozwagę podsuwają.
Zawady, nazwa to dawna, miejsca trudnego i niedostępnego.
Osadnicy z dalekiej Holandii, przez Potockich sprowadzeni, teren nadrzeczny zagospodarowali dopiero w początku wieku XIX. Gdzie dziś wysypisko popiołów z EC Siekierki, a przy brzegu działa piaskarnia, sto lat temu krowy pasali koloniści holenderscy ze wsi Kępa Zawadowska, zwąc pasternik Suchą Trawą. Olędrzy rzeki nie obwałowywali, drzew na brzegu zabraniali wycinać pod karą wypędzenia ze wsi, (wiedzieli że korzenie drzew najlepszym i najtańszym są brzegu umocnieniem), a domy swe na terpach (sztucznie usypanych pagórkach) stawiali. Przymuszeni przez Potockich po wielkiej powodzi w 1844 r., niski wał ochronny wokół dóbr wilanowskich wznieśli (jeździ dziś po nim kolej węgiel do elektrowni wożąca. Dziś po Olędrach śladem ostatnim są wierzby ogławiane, dwa cmentarze i rozłogi prostopadłych do rzeki pól, którymi na sprawiedliwe odcinki trudną ziemię nadwiślańską dzielili. Nowy wał przeciwpowodziowy pod lufami Niemców jeńcy sowieccy i Żydzi z Warszawskiego Getta budowali w czasie wojny. Po zakończeniu budowy sowietów z jednej, a Żydów z drugiej (odwodnej) strony wału Niemcy zamordowali i do dziś w mogile nieoznaczonej spoczywają na 498 kilometrze szlaku Wisły.
Brzeg w rezerwacie na odcinku znacznym zniszczony wysypiskiem betonowych bloków, na pręty zbrojeniowe, pamiątkę radosnego rzeki ujarzmiania przez socjalistyczną ojczyznę, uważać trzeba. Na terenie Rezerwatu Wyspy Zawadowskie działa piaskarnia Serwal, przyczyniając się w sposób szczególnie agresywny do zniszczenia przyrody i krajobrazu. Piaskarnia Serwal jest bezpośrednią przyczyną zanikania piaszczystych wysp i ławic, miejsc lęgowych rybitwy, ptaszka którego w Europie głównie w książkach spotkać można. Piaskarnia Serwal jest bezpośrednim sprawcą zasypywania odpadami budowlanymi miejsc rozrodu płazów, matecznika wydry, bobra i dzięcioła czarnego. Piaskarnia Serwal jest rażącym przykładem niezrównoważonego rozwoju Warszawy.
Piasek z Wisły Warszawiacy brali od wieków, dziś jednak przedsiębiorstwa zaopatrzone w pogłębiarki ssąco-refulujące 1000 000 (jeden milion) metrów sześciennych piasku ponad zdolność transportową rzeki na brzeg wyciągają rocznie. Jest to główną przyczyną postępującej gwałtownie EROZJI DENNEJ (obniżenia się poziomu dna) Wisły w Warszawie, negatywnego zjawiska, którego rozmiar na 2,5 metra naukowcy szacują. W jej wyniku na 6 kilometrowym odcinku Śródmieścia odsłonięta jest stopa gruzowa bulwaru schodkowego i statek tam żaden, ani barka bezpiecznie cumować nie może. A latem Port Praski i Czerniakowski w kałuże się zmieniają, gdyż dna ich z wieku XX początku, wiszącymi są dolinkami nad dnem Wisły dzisiejszej. Zagrożone są ujęcia wodociągowe i pobór wody dla elektrowni. Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej, który rzeką administruje w imieniu Ministra Środowiska, gospodarkę piaskiem niezrównoważoną toleruje, pod pretekstem likwidacji miejsc zatorogennych. Tymczasem 50 % Wisły na Mazowszu to miejsca w języku hydrotechnicznym zatorogenne, w języku przyrodników - ostatnie zachowane naturalne fragmenty rzeki roztokowej. Dzięki temu szczycić się możemy na Mazowszu jedyną w Europie tak dużą rzeką o dobrze zachowanym roztokowym charakterze koryta, będącą rajem dla przyrody i stanowiącą ogromny nie odkryty jeszcze potencjał turystyczny. Potencjał ten prawidłowo wykorzystany stać się może w niedalekiej przyszłości ważnym źródłem utrzymania dla mieszkańców wsi nadwiślańskich z ekoturystyki, oraz dumą i motorem rozwoju dla gmin nadrzecznych. Cała Wisła Mazowiecka jest korytarzem ekologicznym o europejskiej randze Natura 2000 i nie spodziewajmy się tu przemysłu ciężkiego. Powódź zatorowa nieszczęściem może być strasznym dla ludzi, szczególnie, że wystąpić jest zdolna każdej zimy, w miejscu najmniej przewidywalnym. Zator lodowy będący przyczyną tego rodzaju powodzi jest typowym zjawiskiem dla rzeki roztokowej i nie ma sposobu by w 100% uniemożliwić jego powstanie. Można za to mądrze zapobiegać skutkom powodzi, które spowodowane są głównie błędnym planowaniem przestrzennym w terenach zagrożonych i nadmierną wiarą w moc wałów ochronnych. Najskuteczniejszym sposobem zapobiegania powodzi jest oddawanie rzece jak największej przestrzeni dla wytracenia energii wezbranej wody. Znają się na tym Niemcy dobrze, którzy Ren wyprostowawszy, skrócili go o 1/3 i w kanał ciasno obwałowany zamienili, mimo to wylewami strasznymi rzeka doświadcza ich co lat kilka. Dziś Niemcy pokory nabrawszy do przyrody majestatu, wszędzie gdzie tylko mogą, wały od rzeki odsuwają i POLDERY (suche obwałowane przestrzenie za głównym wałem ochronnym, które w kontrolowany sposób nadmiar wód przyjąć mogą bez strat dla człowieka) wielkim wysiłkiem wznoszą. Koryta skanalizowanych rzek renaturyzują, rozbierając niepotrzebne budowle regulacyjne i świadomie plany zagospodarowania przestrzennego układają, nie pozwalając na zagrożonym wodą obszarze domów budować ludziom.
Wszystko po to by straty w życiu i majątku ludzkim minimalizować i o bezpieczeństwo powodziowe dbać realnie i w sposób uzasadniony ekonomicznie.
Czy doczekamy takich rozwiązań u nas, zanim przestrzenie, które jeszcze dziś rzece zwrócić można dla powszechnego bezpieczeństwa ludzi, zabudowane zostaną dla zysku kilku sprytnych developerów?