Serdecznie zapraszamy na pośmiertną aukcję
malowanych na szkle
unikalną XVIII wieczna angielską metodą,
ostatnich oryginalnych prac
Zbigniewa Nasiorowskiego.
aukcja odbędzie się
w poniedziałek 20-go grudnia o g. 20-tej
w
Staromiejskim Domu Kultury
Rynek Starego Miasta 2
Prowadzenie:
Całkowity dochód przeznaczony jest na pomoc rodzinie artysty
Zbigniew Nasiorowski
(fot. Kulturalne Śródmieście)
Wszystkie szczegóły mogące pomóc w podjęciu decyzji o udziale w aukcji w cytatach i linkach poniżej...
Zbigniew Nasiorowski był artystą malującym na szkle (zmarł w listopadzie 2010 r.). W 2010 r. otrzymał półroczne stypendium Dzielnicy Śródmieście m.st. Warszawy w dziedzinie upowszechniania kultury, w ramach którego odbyły się warsztaty z malowania na szkle dla dzieci oraz powstała wystawa „Warszawa malowana na szkle”.
O technice malowania.
Uczyłem się tej techniki w Kopenhadze, natomiast mój mistrz Sten Larsen uczył się jej w Chelsea w Londynie, a technika pochodzi z XVIII w. z Anglii. Przy pomocy szablonu graficznego nanoszę na szkło sztych, który w oryginale był zwykle grawiurą, miedziorytem lub stalorytem, po czym go koloruję. Na końcu maluję tło, które przypomina stary pergamin, a to jest sztuczka malarska. Rozbieram umbrę paloną pędzlem i to daje wrażenie starości. Technika jest niepopularna. Wiem, że jest jedna taka pracownia w Londynie...
Więcej w Kulturalne Śródmieście
Wiedziałam, że ma sprawy w sądzie o eksmisję z pracowni, że zalega z czynszem. Opowiadał mi to pogodnie jednocześnie chwaląc się, że ta sama dzielnica, która go z pracowni wyrzuca, przyznała mu stypendium artystyczne w 2010 roku. Pewnie dlatego nie myślałam, że z tych kłopotów się nie podźwignie. W dniu, w którym sąd ogłosił eksmisję, choć wyrok był jeszcze nieprawomocny, "Nasior" popełnił samobójstwo w pracowni zostawiając list, w którym informował o tym, że nie radzi sobie z problemami finansowymi. Znalazła go córka. Do spłaty zostało ponad 6 tysięcy. Nie miał tyle.
Więcej w blogu Karoliny Piekarskiej
Waldemar Prusak zauważa, że to eksmisja z lokalu przepełniła czarę goryczy. – Zbyszek nie wytrzymał. Skończył ze sobą. Zadzwonił do mnie po wyroku eksmisyjnym i powiedział: „nie ma mnie już na Starym Mieście”. To była moja ostatnia z nim rozmowa – mówi Prusak. Przyznaje, że zadłużenie kolegi nie było duże. – Jakieś 5 – 6 tys. zł. Część nawet zaczął spłacać. Ale machina urzędnicza jest bezlitosna. A to był artysta, wrażliwa dusza – podkreśla Prusak.
Więcej w Życiu Warszawy