Już po naszym zlocie BBR-1 (Big Bike Rally) planowałem wypad w cieple kraje nad Morze Czarne przez Rosje, Rumunie, Bułgarie, Węgry i Czechosłowacje wrócić do domku. Dlaczego byłem tak odważny i zdecydowałem się na tak długą wycieczkę pomimo że nie znalazłem żadnego towarzyszącego Harleya czy harleyowca? Na pewno pierwsza przyczyna to stan techniczny harleya i jego pewność na trasie-druga sprawa to miesiąc wolnego czasu w podróży dalej sprawa finansowa a ostatnia - to odwaga, chęć i entuzjazm wyprawy. Technika, z którą nie miałem problemu-po napisaniu listu do fabryki HD w Milwaukee otrzymałem książki serwisowe do mojego WLA-42. W ten sposób, posiadając instrukcje naprawy nie obawiałem się wyjazdu.
Mapa wyprawy
W 1972 roku przeprowadziłem generalny remont silnika, później skrzyni biegów. Wymieniłem tłoki na „skodowskie” i ciągle ulepszałem mojego Harleya.
Przypiąłem boczne torby, które dawały mi możliwość transportu namiotu, jedzenia i "ciuchów" oraz zainstalowałem przednią szybę dla osłony przed deszczem i wiatrem.
Efektownie zainstalowałem trzy reflektory jednak używałem tylko jednego dobrego – głównego (prądnica nie dala by rady).
Z tak wyszykowanego Harleya byłem zadowolony i pewny niezawodności.
Muszę dodać że przy dłuższych wyjazdach miałem zawsze ze sobą torbę z niezbędnymi kluczami, drobne zapasowe części (przerywacz, popychacz, świecę, żarówki i różne śruby). Jak jeden z niewielu, a może wielu, robiłem wszystko sam (nawet malowanie HD). Nie dałem nikomu na mnie zarobić (fachowcy i warsztaty).
Jeżeli idzie o finanse to też nie było problemów - jako student pracowałem w spółdzielni studenckiej i dorabiałem jako kaskader i dubler (nie na harleyu) w filmie. Czyli regularne odkładanie do szuflady dało mi spokojna głowę.
Masę znajomych było sceptycznie nastawionych co do mojej podróży.
Po pierwsze czy harley wytrzyma, a po drugie jak dam sobie radę z językiem w różnych krajach .
Pierwszą wątpliwość mam nadzieję, że wyjaśniłem wcześniej, a co do drugiej to znałem dobrze polski, a rosyjski i angielski zaliczałem do języków obcych ze średnia znajomością.
Rosja, Rumunia, Bułgaria - to rosyjski, Węgry - angielski, Czechosłowacja - bez problemów.
W dzień szczególny bo 1 września 1974 wraz z moja partnerką Małgosią (nazywaną przeze mnie Harleyówą) zapakowani i zatankowani wczesnym rankiem ruszyliśmy w kierunku granicy.
Po drodze w Bieszczadach odwiedziliśmy Billera, sympatyka ruchu harleyowego Warszawy i HD-Clubu.
Wizyta u Billera w Bieszczadach
Dalej podążyliśmy do granicy w Przemysłu. Granicę, gdzie wywarliśmy duże wrażenie na WOPistach i celnikach– pokonaliśmy bez kontroli, bo obyło się tylko na oglądaniu Harleya. Po stronie rosyjskiej jeden z wojskowych powspominał sobie swojego Harleya z czasów wojennych. Strzeliłem parę razy w rurę wydechową na pożegnanie i ruszyliśmy dalej na camping do Lwowa.
Tutaj (we Lwowie) odbyliśmy skrytą rozmowę po polsku z pewną młodą parą (rozmowy po polsku były zakazane) i zaliczyliśmy pierwsze tankowanie w Rosji.
Dla wyjaśnienia dodam, że w Rosji benzyna była "państwową", kosztowała grosze, a włożony szlauch do baku był sterowany i włączany przez obsługę stacji, a ustawiany na ilość paliwa.
Po zamówieniu 20 litrów część poszła do baku, a reszta na ulicę.
W tym kraju jeździło najwięcej ciężarówek, dalej motocykli i samochodów osobowych. Dlatego w dalszej podróży tankowałem z kanistrów zatrzymywanych ciężarówek, a ponieważ kierowcy nie chcieli żadnych pieniędzy, więc częstowałem ich polskimi papierosami. Obydwie strony były zadowolone.
Dalej jadę na Czerniowce (była polska granica nad rzeką Prut), a droga jest paskudna - drogi w budowie, dużo szutru, wybojów, dołów i oczywiście mało asfaltu.
I tu mam pecha. Muszę zjechać na pobocze, bo jadącą z naprzeciwka ciężarówka wpasowała się na trzeciego. Wpadam w duży dołek. Koło i kierownica staje w poprzek a ja wylatuję jak z katapulty. Harleyek prawie 50 m dalej leci w powietrzu nade mną i spada na ziemię.
Pierwsze dziwne wrażenie. Co z harleyem? Tylne koło jeszcze się kręci-silnik jeszcze pracuję. Ręce i nogi są całe i przecież ŻYJĘ. Biegnę do Harleya i wyłączam stacyjkę - nastaje okropna cisza.
Po wypadku w Rosji
Oceniam straty.
Rozsypane rzeczy na drodze, szyba a także boczne reflektory urwane. Skórzana kurtka z wytartymi dziurami, trochę pogiętych blach.
I co teraz?
Zapalam papierosa i cieszę się że ŻYJEMY.
Wszystko co odpadło idzie do rowu. Miejscowy pomaga mi prostować kierownicę. Posilam się kanapką i zastanawiam się co robić dalej. Wracać do domu? Ależ nie! Jedziemy dalej nad morze.
Przyjeżdża gazik z milicją. Pytają się czy potrzebuję pomocy, dam sobie radę. Odpowiadam a oni odjeżdżają 100 m dalej i obserwują, bo jest to przecież droga tranzytowa.
Gdyby ten Harleyek spadł na mnie to zapewnie wylądował bym w szpitalu albo na zawsze pozostał na rosyjskiej ziemi i poszybowałbym prosto do nieba.
Ale tak nie było. Szczęście dopisało i jest OK .
Kartka dla znajomych
Ta kartka na zdjęciu to wiadomość dla znajomych którzy dzień później jechali samochodem do Odessy („Mieliśmy wywrotkę ale nic się nie stało. Jedziemy dalej”), któaa została powieszona na pobliskim i widocznym drzewie.
Pakujemy się tak aby można było dalej jechać. Przeklinam jak szewc. Odpalam Harleya, który pracuję równo, powoli ruszam i widzę jak dzieci z pobliskiej wioski zabierają z rowu resztki mojego Harleya.
Jadę dalej do Sucewa, już bardziej ostrożnie zwracając szczególną uwagę na jadące ciężarówki. Mijamy granicę gdzie już wszystko wiedzieli, pędzimy do Konstancji i jak najszybciej nad Morze Czarne, do naszego celu jakim jest MAMAJA.
To już w Mamaji
Jest tutaj bardzo ciepło, bo prawie 28 stopni. Rozkładam namiot, idę po zakupy, otwieram zimne białe wino i próbuje zapomnieć o tym co się przydarzyło.
Cieszę się grzejącym słońcem i nie zwracam uwagi na zniszczonego Harleya bo i tak nie jestem w stanie mu pomóc..
Byłem dumny z swojego Harleya, a teraz było po wszystkim. Żadnej piękności ,stylu ale całe szczęście że silnik nie zawodził i pracował normalnie.
Dalsza cześć tej przygody już wkrótce.
JANUSZ
Zobacz drugą część