Jak zatem, posiadając taką wiedzę i świadomość, przejść przy życie? Czy się biernie pogodzić z rzeczywistością czy walczyć? A co będzie, gdy wybierzemy niewłaściwą metodę? Czy odpokutowanie win daje szansę na nowe, lepsze życie? Czy wręcz przeciwnie – grzech piętnuje nas na wieki wieków? To cywilizacja jest dla nas niewolą. Plasuje nas – Zera – w rolach anonimowych liczydeł, maszyn, robotów, ograniczających swe pasje i marzenia oraz wolność. W imię czego?
Elmer Rice, autor sztuki „Maszyna do liczenia”, wystawianej na deskach Teatru 6 Piętro w PKiN-ie, bardzo ekspresyjnie przedstawił problemy egzystencjalne współczesnego człowieka. Poprzez pryzmat karykatury podkreślił monotonię i rutynę codziennego życia każdego z nas. A reżyser, Eugenusz Korin, podał nam na tacy wyśmienite danie, które dzięki jego obróbce „termicznej” pochłania się niczym smakowity deser przyprawiony szczyptą chili. Zaangażował do pracy młodych absolwentów i studentów szkół aktorskich, brawurowo „przenikających się” granymi postaciami. Każdy z artystów bowiem ma szansę wcielenia się w tę samą rolę: czy to pana Zero, czy to pani Zero, w ośmiu odrębnych scenach z prologiem, akcentowanych piosenkami spółki Cygan-Janson i tańcem.
Spektakl jest bardzo interesujący, zarówno z punktu widzenia poruszanej problematyki i wynikających z niej refleksji, jak i z powodu ciekawej inscenizacji. Wydaje mi się, że sztuka winna zainteresować zwłaszcza młodego odbiorcę z racji swego ponadczasowego uniwersalizmu. Okazuje się bowiem, że to co nurtowało ludzi w latach dwudziestych ubiegłego stulecia, jest tym samym, co i nas dotyka, z tym że może teraz jeszcze bardziej dobitniej? Ale cóż się dziwić? Przecież to MASZYNA. MONOTONIA. SZABLON.
Spektakl trwa 2 h 35 min.
Premiera: 3 X 2010