| 2005-01-15, 12:49 Autobusy pod specjalnym nadzorem |
 | Fot. Jacek Łagowski / AG Gazeta |
Po Warszawie jeżdżą pierwsze autobusy monitorowane przez ukryte kamery. Dzięki nim kierowcy mają pełny obraz pojazdu i w razie zagrożenia mogą natychmiast zawiadomić policję
Na razie system działa na próbę w czterech autobusach (wybrano po dwa z zajezdni przy Woronicza i przy Ostrobramskiej). W każdym z nich umieszczono cztery miniaturowe kamery połączone z niewielkim monitorem zamontowanym nad deską rozdzielczą w kabinie kierowcy. Trzy z nich przekazują obraz z wnętrza pojazdu. Jedna skierowana jest na ulicę i pokazuje wszystko, co się dzieje przed autobusem (to na wypadek np. stłuczek, by łatwiej było udowodnić, kto jest winien).
Ukrytych kamer szukaliśmy w autobusie z numerem bocznym 8001. Mały czarny walec obok lusterka w kabinie od razu rzuca się w oczy, ale pozostałych, umieszczonych z tyłu autobusu nie udało się nam znaleźć. - Są bardzo sprytnie zamaskowane, trzeba mieć wprawne oko, żeby je wypatrzyć - uśmiecha się Zbigniew Baranowski, kierowca solarisa z monitoringiem (w MZA, a wcześniej w MZK od 30 lat).
Teraz, nie ruszając się z kabiny, bez problemu może zajrzeć w dowolne miejsce pojazdu. Wszystko widać na dziewięciocalowym monitorze. Zapis każdego zdarzenia rejestrowany jest na cyfrowym nośniku i przechowywany przez tydzień. Nagranie może posłużyć jako materiał dowodowy w razie napadu, bijatyki albo innego przestępstwa popełnionego w autobusie.
- System powinien się sprawdzić. Podczas jazdy zdarzają się nieprzyjemne sytuacje. Wiadomo, że kierowca sam nie da rady podpitym młokosom, którzy szukają zaczepki z innymi pasażerami. Szkoda tylko, że nie mamy bezpośredniej łączności z policją, bo kiedy dochodzi do napadu, najważniejsza jest szybka reakcja - uważa pan Zbigniew.
System ma jednak minusy. Kierowca w czasie jazdy skupia się przede wszystkim na prowadzeniu autobusu. Dlatego niektóre incydenty mogą ujść jego uwadze - urzędnicy zamierzają więc zainstalować też na poręczach przyciski alarmowe. Dzięki nim w razie awantury pasażerowie będą mogli zwrócić uwagę kierowcy na to, co się dzieje. W przyszłości w takich wypadkach kierowca wciśnie w kabinie kolejny guzik i policjanci dostaną sygnał, że w autobusie potrzebna jest ich interwencja.
Nie wiadomo, kiedy kamery pojawią się na wszystkich liniach. Lucjan Bełza, szef miejskiego Biura Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego, zapowiada, że jeszcze przez miesiąc potrwają testy (ratusz sprawdza m.in., gdzie najlepiej instalować w autobusach kamery). Potem trzeba będzie zdecydować, czy miasto stać, by na jeden zestaw do monitoringu wydać aż 30 tys. zł.
Tomasz Wojciechowski
|