www.warszawa.plLogin | Usenet | Klub | Linki
Tematy: AdministracjaHistoriaLudzieSpołecznośćGeografiaArchitekturaRozrywkaRozwójPrzyrodaTurystykaGastronomiaMediaEdukacjaKomunikacjaBezpieczeństwoSportUsługiKulturaProblemyPraca
Extra: MapaPanorama ▪ Wydawnictwa ▪ UE ▪ Galeria
reklama
Warszawa
 
2005-01-21, 09:00
BOMBONIERKA JAKO DZIEŁO SZTUKI
Kamienica Wedla przy Szpitalnej 8, gdzie mieści się „Staroświecki sklep” (1937r.) z pijalnią czekolady. (Rzeczpospolita)
Kamienica Wedla przy Szpitalnej 8, gdzie mieści się „Staroświecki sklep” (1937r.) z pijalnią czekolady.
Rzeczpospolita
Wczoraj w "Staroświeckim sklepie", w kamienicy Wedla przy ulicy Szpitalnej, odbyło się spotkanie promujące wydany właśnie album Olgierda Budrewicza "Opowieść pachnąca czekoladą". Reporter i dziennikarz przedstawia ponad stupięćdziesięcioletnią historię słynnego na całym świecie warszawskiego zakładu cukierniczego.
Opowieść rozpoczyna się w styczniu 1945 r. w mieście ruin. Po powstaniu i dokonanych przez Niemców późniejszych zniszczeniach w centrum ocalało niewiele kamienic. Zrządzeniem losu jedną z nich był dom Wedla. Sklep otwarto tam w grudniu 1894 r. (wcześniej mieścił się przy Miodowej), a po łakocie przychodzili m.in. Prus, Sienkiewicz i Szymanowski. Na Szpitalną zaglądali także przyszli skamandryci, wtedy jeszcze malcy. "Dla jakichś tajemniczych powodów do placówki handlowej wtargnęła mitologia" - pisał w 1938 r. Julian Tuwim. Jarosław Iwaszkiewicz wspominał zaś "fascynujące kawałki złotego ananasa", "białe pomadki, specjalnie pociągające swym zapachem" i przede wszystkim "atłasowe bombonierki, które wydawały mi się największymi cudami sztuki".

- Dla reportera i felietonisty opracowanie monografii firmy jest zadaniem trudnym. Od początku zdawałem sobie sprawę, że Wedel to nie tylko magia "Staroświeckiego sklepu" przy Szpitalnej i aromat czekolady, ale także trud pokoleń właścicieli i pracowników zakładu - mówił Olgierd Budrewicz. - Pisząc nie mogłem pominąć kontekstu historycznego, usiłowałem oddać atmosferę stolicy zmieniającą się na przestrzeni minionych dwóch stuleci. Dlatego wspominam o barwnej warszawskiej Pradze, gdzie w 1929 r. rozpoczęła się budowa imponującej i nowoczesnej fabryki słodyczy.

Olgierd Budrewicz kreśli portrety kolejnych właścicieli firmy: Karola, Emila i Jana. Pokazuje, jak krok po kroku realizowali swoje ambitne plany. "Jakość to będzie" - taka trawestacja popularnego powiedzenia stała się dewizą firmy, a staranność w komponowaniu najlepszych składników zapewniła sukces.

"Wielokrotnie z racji profesjonalnych podróży docierałem do rejonów świata, gdzie rosną drzewa kakaowe, a więc rodzi się czekolada" - pisze Budrewicz w rozdziale o pochodzeniu "pokarmu bogów". Przytacza też anegdoty o spotkaniach z Polakami w Australii, Brazylii czy Zimbabwe. Wielu z nich z rozrzewnieniem wspomina wedlowskie batoniki i tabliczki "Jedynej".

Obecny na wczorajszym spotkaniu Marek Kwiatkowski, dyrektor warszawskich Łazienek, w latach 30. i podczas wojny wielokrotnie przechodził obok kamienicy na Szpitalnej. - Świetnie pamiętam charakterystyczne firmowe samochody z logo firmy - chłopcem dosiadającym zebry. W tamtych odległych czasach moją mamę w operze paryskiej częstowano wykwintnymi wedlowskimi czekoladkami. Były cenione nie tylko w kraju, ale również za granicą - wspominał Kwiatkowski. Budrewicza nazwał zaś "warszawiakiem nad warszawiakami".

Agencja Reklamowa Padjas wydała album niezwykle starannie, w formie bombonierki. W książce znalazły się unikatowe zdjęcia historyczne, reprodukcje dokumentów fabryki, a także fotografie opakowań historycznych i współczesnych. Całości dopełniają przepisy i słodka niespodzianka.

Bartosz Marzec
źródło: Rzeczpospolita
Ludzie Fundacji | Wydawca | Informacje prasowe | Ochrona prywatności | Reklama | |
© 2002 Fundacja Promocji m. st. Warszawy Hosted by jHosting.pl - Java Hosting