www.warszawa.plLogin | Usenet | Klub | Linki
Tematy: AdministracjaHistoriaLudzieSpołecznośćGeografiaArchitekturaRozrywkaRozwójPrzyrodaTurystykaGastronomiaMediaEdukacjaKomunikacjaBezpieczeństwoSportUsługiKulturaProblemyPraca
Extra: MapaPanorama ▪ Wydawnictwa ▪ UE ▪ Galeria
reklama
Warszawa
 
2005-04-27, 10:17
Satyra rysowana kreską
Żarty to poważna sprawa - taki aforyzm nasuwa się na ekspozycji w Muzeum Karykatury, gdzie do 5 czerwca trwa "Uśmiech Akademii"

Chodzi o warszawską Akademię Sztuk Pięknych, której jednym z filarów był Henryk Tomaszewski, prowadzący słynną pracownię plakatu. Od połowy lat 80. emerytowany, nadal jest dobrym, a raczej rozumnym, duchem uczelni. Z jego "stajni" wyszło kilka pokoleń grafików - plakacistów, karykaturzystów. W muzeum zaprezentowano prace nauczyciela i jego najlepszych uczniów. Ponad 200 obiektów z różnych lat, nawet sprzed wojny. Czyje pomysły wciąż bawią? Kto ma oryginalny styl?

Jak zawsze widać klasę Henryka Tomaszewskiego. Cienka kreska idzie w parze z subtelnością przekazu. U niego nawet żebrak -bohater rysunku z 1959 roku - ma królewskie maniery. Nie prosi nachalnie o wsparcie, ale z góry za nie dziękuje. Też dyskretnie: napisem umieszczonym na podeszwie. Niezmiennie zachwyca "Leda" - łabędź z kobiecymi nóżkami zamiast skrzydeł. Erotyka z przymrużeniem oka pojawia się także na plakacie "Love". To chyba dla wszystkich zrozumiałe angielskie słowo. Jego seksualny wydźwięk artysta podkreślił w najprostszy sposób: literze "V" nadał kształt... intymnej części kobiecego ciała. Mało kto potrafi być tak dosadny i delikatny zarazem. Niewielu umie udać improwizację, choćby ostateczna wersja prac powstawała w efekcie prób.

Janusz Stanny, jeden z najstarszych wychowanków Tomaszewskiego (dyplom w 1957 r.), do niedawna kierował Pracownią Książki i Ilustracji. Druga ważna persona ekspozycji. Rysuje i maluje z niebywałą zręcznością, stylistyki dostosowuje do tematów. Przedstawiciel humoru ciepłego. Bystry obserwator polskich realiów. Niczego nie wymyśla, po prostu powiększa skalę zjawisk. Coraz powszechniejsze afery gospodarcze przedstawił z perspektywy "niewinnego" złodzieja, wrzeszczącego zza kratek: "Ludzie! Kradłem, bo nie chciałem być w mniejszości!"

Rzeczywistość jest również żywiołem Andrzeja Krauzego. U tego satyryka ostrość poglądów idzie w parze z drapieżnością kreski. Na przykład spory wokół lustracji sprowadził do scenki na pastwisku: sołtys dokonuje przeglądu stadka owiec, nie zauważając, że pod owczymi skórami ukrywają się wilki. Z kolei Marek Raczkowski bawi odbiorców z pozoru naiwnymi żartami sytuacyjnymi. Chętnie posługuje się formą komiksu z dialogami w dymkach. "Ładna pies. Jak mieć na imię?" - czarny obywatel pyta chłopczyka z psem na smyczy. "Murzyn" - odpowiada malec.

Przeciwieństwem wymienionych artystów jest Piotr Socha. W jego malunkach spiętrzenie detali utrudnia zrozumienie, o co właściwie chodzi. Z braku błyskotliwych pomysłów autor ratuje się kokieterią. Przykład niepoważnego podejścia do satyry.

Niektórych pewnie zaskoczy obecność rzeźby na pokazie. Tymczasem satyra może też być trójwymiarowa. Dowodem - "Gaduła" Jana Kucza. Morda z ceramiki z wywalonym jęzorem na sznurku. Gdy pociągnąć, "język lata jak łopata".

źródło: Rzeczpospolita
Ludzie Fundacji | Wydawca | Informacje prasowe | Ochrona prywatności | Reklama | |
© 2002 Fundacja Promocji m. st. Warszawy Hosted by jHosting.pl - Java Hosting