www.warszawa.plLogin | Usenet | Klub | Linki
Tematy: AdministracjaHistoriaLudzieSpołecznośćGeografiaArchitekturaRozrywkaRozwójPrzyrodaTurystykaGastronomiaMediaEdukacjaKomunikacjaBezpieczeństwoSportUsługiKulturaProblemyPraca
Extra: MapaPanorama ▪ Wydawnictwa ▪ UE ▪ Galeria
reklama
Warszawa
 
2006-02-05, 09:00
Niepewna przyszłość Studium Teatralnego na Pradze
Studium Teatralne, jedna z najciekawszych grup nurtu alternatywnego, znalazło się pod ścianą. Wyprzedają scenografię, piszą listy do prywatnych sponsorów. Wszystko, by zdobyć fundusze na dalszą działalność


Długotrwała praca nad sobą czy sprawna produkcja spektakli? Gdy dziewięć lat temu grupa młodych ludzi zakładała na Pradze Studium Teatralne wybrała opcję numer jeden. Zaryzykowali i dziś muszą walczyć o przetrwanie. Tworząc widowiska z pogranicza obrzędu, teatru ruchu i teatru zaangażowanego, nie nastawiali się na szybkie efekty, stały repertuar, wysokie wpływy z biletów. Postanowili skorzystać z doświadczeń Piotra Borowskiego, który swoje najważniejsze szlify artystyczne zdobywał w teatrach wspólnotach (u Jerzego Grotowskiego, w ośrodku Gardzienice). Stąd wielomiesięczny okres treningów, intensywne próby (czy raczej spotkania) po sześć w dni w tygodniu, cierpliwe kształtowanie własnej wrażliwości... i stosunkowo mało produkcji dających się wpisać do wniosku o dofinansowanie.

- Przygotowania premier w ogóle nie nazywamy produkcją - tłumaczy Piotr Borowski. - Próbujemy poruszyć w sobie głębsze podkłady, zadać pytania, które w nas też coś zmienią. To jest przygoda, tu każdy ruch wymaga dużego namysłu i orientacji dramatycznej.

Niewielka liczba premier nie oznacza jednak braku sukcesów. Artyści ze Studium to dziś nie tylko następcy Grotowskiego. Dzięki obecności na międzynarodowych festiwalach (od Brazylii po Moskwę) i licznym warsztatom prowadzonym m.in. we Włoszech, Anglii czy Niemczech stali się już osobną, rozpoznawalną na świecie marką. W swoich autorskich przedstawieniach ("Północ", "Miasto", "Parsifal", "Człowiek", "Hamlet") sięgali po teksty klasyków (Mickiewicz, Szekspir), kontrowersyjnego Bernarda-Marie Koltesa czy własne, pisane na scenie kompozycje. Wszystko zgodnie z własna prawdą duchową, ale wbrew duchowi czasu. Okazało się, że formuła "razem, bez presji terminów, w głąb ludzkiej natury" w dzisiejszej Warszawie się nie sprawdza.

Samo miesięczne utrzymanie siedziby na Pradze to już dwie średnie krajowe pensje. Z całego zespołu tylko dwie osoby mają własne dochody, reszta kończy studia albo całkowicie poświęca się działaniom w grupie. Własne fundusze się kończą, pieniądze z miasta to zaledwie jedna piąta potrzeb. Wniosek złożony w Ministerstwie Kultury w ogóle nie został rozpatrzony, bo zagubił się w labiryncie kancelarii i sekretariatów. Ostatnio zaczęli nawet wyprzedawać skrzynki ze spektaklu "Człowiek". - Aby dalej funkcjonować w tym trybie potrzebujemy 250 tys. rocznie - mówi Piotr Borowski. - Z miasta dostaliśmy 50 tys., sami z biletów możemy przy wypełnionej maksymalnie widowni (60 osób) uzbierać miesięcznie dwa tysiące złotych. W tej chwili nie zarabiamy jednak nic, bo pracujemy nad nowym spektaklem "Hamlet. Henryk. Hospital".

Joanna Derkaczew
źródło: gazeta.pl
Ludzie Fundacji | Wydawca | Informacje prasowe | Ochrona prywatności | Reklama | |
© 2002 Fundacja Promocji m. st. Warszawy Hosted by jHosting.pl - Java Hosting