| 2006-08-11, 23:11 Warszawskie wakaty |
Jak informuje dzisiejsze Życie Warszawy..... W stolicy etaty czekają nie tylko na specjalistów Brakuje sprzedawców, kelnerów, budowlańców Stołeczni pracodawcy załamują ręce. Mimo przyzwoitych pensji w Warszawie zaczyna brakować nie tylko fachowców, ale nawet osób wykonujących proste prace.
Agnieszka Olędzka, właścicielka wegetariańskiego sklepu Żółty Cesarz na warszawskim Mokotowie od dłuższego czasu szuka sprzedawców i asystentki do redakcji branżowego pisma o zdrowej żywności. – Na dzień dobry oferuję pracownikom tysiąc pięćset zł na rękę. Pracę można zacząć od zaraz. Sprzedawców szukam trzy miesiące, asystentki od paru lat. Nie stawiam przesadnych wymagań, potrzebuję obrotnej osoby potrafiącej załatwiać sprawy – mówi Agnieszka Olędzka.
Nie ma chętnych
Jak się okazuje, stolica potrzebuje nie tylko kadry kierowniczej i wysokiej klasy specjalistów. Ogłoszenia o pracy wiszą na wielu restauracjach i witrynach sklepów. Chętnych do jej podjęcia brak. – W restauracjach, które już otworzyliśmy, nie mamy problemów z pracownikami. Gorzej jest w nowych lokalizacjach – przyznaje Jerzy Becz, współwłaściciel restauracji Louisiana i Bierhalle. Podobnie w handlu. Np. Carrefour poszukuje 10 pracowników do każdego ze swoich stołecznych hipermarketów. Jak analizuje portal Pracuj.pl, także wielkie firmy chętnie werbują do zajęć niewymagających specjalistycznych umiejętności. W cenie są pracownicy działów sprzedaży i obsługi klienta.
Pracodawcy zbyt skąpi?
Firmy narzekają na brak chętnych do pracy za przyzwoite pieniądze, a poszukujący zajęcia utyskują na niskie zarobki. – Zarabiam 1300 zł. Szukam pracy za co najmniej 1500. Miałem dużo ofert, ale za małe pieniądze. Proponowano 800-1000 zł – mówi Michał, kucharz. W jednej z gazet zamieścił ogłoszenie w dziale „szukam pracy”. Jak dodaje, niewielu pracodawców proponuje przyzwoite pensje, bo zbyt wielu pracowników zgadza się na wynagrodzenie rzędu 800 zł.
Andrzej, z wykształcenia handlowiec, potwierdza: – Szukam pracy od kilku tygodni. Miałem wiele ofert. Proponowano ok. tysiąca zł. Interesuje mnie wynagrodzenie między 1,5 a 2 tys. zł – wyjaśnia. Sytuację dosadnie tłumaczy pani Maria, księgowa szukająca pracy w stolicy. – Sama kiedyś zatrudniałam pracowników. Uważam, że są rozbestwieni. Jest dużo ofert niewymagających kwalifikacji, ale ludzie nie chcą pracować – komentuje.
Urzędy rozkładają ręce
Problem potwierdza Wojewódzki Urząd Pracy w Warszawie. – Oferty, które mamy, nie są atrakcyjne. Dlatego cieszą się małym zainteresowaniem – przyznaje Elżbieta Ogrzebacz z WUP. Jak opowiada, pracodawcy zabiegają o pracowników, aktualizują oferty, ale chętni się nie zgłaszają. Z diagnozą WUP zgadza się Powiatowy Urząd Pracy w Warszawie. – Warunki pracy są ciężkie, a wynagrodzenia marne – mówi Iwona Trzcińska z PUP.
Tradycyjnie już pracodawcy, agencje pośrednictwa i urzędy zatrudnienia winą za ten stan rzeczy obarczają wysokie koszty pracy. Z ich powodu nie są w stanie zaproponować wyższych wynagrodzeń. Jednak jak przekonuje Adam Tarnowski, szef warszawskiej firmy budowlanej Kompleks, to nie do końca prawda. – Wielu ludzi nie ma po prostu żadnych umiejętności. Szukam trzech fachowców od glazury, daję umowę o pracę i 2,5 tysiąca na rękę. Niestety, zgłaszają się ludzie, którzy nic nie umieją, a z glazurą mają tyle wspólnego, że kiedyś widzieli, jak ktoś ją układał – podsumowuje.
2006-08-11 TOMASZ BOGUSZEWICZ, ZWIERZ, KMP, DD (Życie Warszawy)
|