|
| 2006-09-05, 09:01 36 dzień Powstania |
|
5 IX 1944 wtorek wschód słońca 6.09, zachód 19.31, średnia temperatura powietrza 18 °C, słonecznie
Silny ostrzał z wszelkiego rodzaju broni na Powiślu. Niemcy atakują z trzech stron równocześnie chcąc za wszelką oczyścić tę dzielnicę z oddziałów AK. Piechota niemiecka obsadza potężny gmach Państwowego Zakładu Ubezpieczeń Wzajemnych przy ul. Kopernika. Następnie Niemcy zajmują ul. Sewerynów, Oboźną i Leszczyńską gdzie ginie ok. 150 obrońców z kompanii AK por. "Poboga".
Wieczorem ruiny Elektrowni opuszczają żołnierze kpt. "Cubryny". Dowódcy obrony Powiśla - mjr "Róg" i kpt. "Krybar", nakazali wykonanie dodatkowych połączeń ze Śródmieściem-Północ, w tym wypadku chodziło o to, żeby na czas ewakuować ludność cywilną.
Na styku Śródmieścia-Płd i Czerniakowa pozycje na skarpie w kierunku ul. Frascati i rejon ul. Książęcej obsadzają pododdziały z "Czaty 49" i resztki "Miotły".
Zbombardowanie gmachu PKO, w którym było m.p. KG AK. Jedna z bomb wpadła do szybu windy i eksplodowała w podziemiach gmachu powodując duże straty w zabitych i rannych.
----------------------------
Przełomowym dniem dla obrońców był wtorek, 5 września.
Zachował się meldunek sytuacyjny z tego dnia, podpisany przez majora „Zagończyka" o godzinie 17: "placówka Królewska 16 mimo ciągłego ostrzeliwania i dużego zniszczenia obiektu utrzymała stanowisko, została wzmocniona drużyną. Obiekt Próżną 14 płonie. Pożaru nie udało się zlokalizować. Ewakuowano oddział na Próżną 9. Poprzednie stanowiska zostaną zajęte po wypaleniu".
Suche zdania meldunku nie oddają tragicznych chwil, jakie przeżyli w płonącym domu żołnierze z 9 kompanii. Strzelec.
„Żandarm" siedział z erkaemem na trzecim piętrze od strony placu Grzybowskiego, ostrzeliwując ulicę Graniczną. Ściągnął na siebie ogień artylerii. Pocisk rozbił ścianę, a odłamek trafił „Żandarma" pod lewą pierś. Nie stracił przytomności. Pamięta, że pierwszy zjawił się przy nim „Kot", w chwilę później „Paprzyca", który wziął go na ręce i zniósł po schodach, mówiąc głośno: „Mój Boże, wszystkich chłopaków mi zabiją". „Żandarm" wyszeptał z trudem: „Panie poruczniku, czy ja umrę?" „Cicho bądź, nie umrzesz" - i zaniósł go do Izby Chorych.
„Żandarm" pamięta jeszcze, jak pochylił się nad nim „Doktor Olgierd" z „klapcążkami" w ręku. Kiedy się ocknął, leżał na barykadzie u wylotu Próżnej na plac Grzybowski, a któryś z kolegów wciskał mu granat do ręki tłumacząc:
Jak zobaczysz Niemców, to puść zawleczkę"
Po latach twierdzi, że przeleżał co najmniej półtorej godziny przy płonącym budynku, zanim przyszli po niebo z noszami i zabrali do szpitala za Aleje. Życie uratował mu wypełniony portfel, osłabiając uderzenie odłamka. Do dziś w pudełku po czekoladkach „Żandarm" przechowuje podziurawione zdjęcie ze śladami krwi i dedykacją na odwrocie: „Mojemu kochanemu żołnierzykowi - Krysia".
Dom płonął. Pociski rozbiły kompanijną kuchnię na pierwszym piętrze od strony placu Grzybowskiego, ale jakimś dziwnym trafem ocalały garnki. Na podwórzu płomienie ogarnęły drewnianą komórkę, będącą magazynem granatów i butelek z benzyną.
Niewiarygodną wprost odwagę wykazał dozorca Ignac, który poparzonymi po łokcie rękoma wyniósł wszystkie granaty i butelki w bezpieczne miejsce (porucznik "Romański" przedstawił go za ten czyn do krzyża Virtuti Militari).
Kilku żołnierzy pomagało ewakuować dobytek ukrywjących się w piwnicach cywilów. Strzelec „Skrzypek" wyciągał tobołki w towarzystwie esesmańskiego wilczura, którego zabrał kilkanaście dni wcześnie j z restauracji przy Marszałkowskiej (właściciel restauracji opowiadał, że w godzinie W powstańcy wystrzelali tam wszystkich esesmanów, żywy został tylko pies pod stołem). „Skrzypek" chciał jeszcze raz zejść do piwnicy, ale wilczur zagrodził mu drogę, warcząc i szczerząc kły. W chwilę później przepalony strop zapadł się, grzebiąc resztki dobytku. Akurat wtedy przyszła do sanitariuszki „Soból" matka z braciszkiem Jackiem. Posterunki nie dopuściły jej do płonącego domu. Ktoś powiedział, że nikt żywy już stamtąd nie wyjdzie. [...] odeszła zrozpaczona.
Wieczorem dowództwo powróciło do kwatery przy Próżnej 14. Wypalona była tylko część budynku od strony placu Grzybowskiego. Porucznik „Romański" urządził nową kwaterę dowodzenia w piwnicy od ulicy Próżnej.
„Rybitwa" przypomina sobie, że razem z dowódcą zamieszkali dwaj bracia Tatarscy, którym „Romański" załatwił nominacje na podporuczników czasu wojny (jeden z nich po wojnie był aktorem, drugi urzędnikiem).
Nie walczyli, nie wychodzili z piwnicy.
Meldunek majora „Zagończyka" z 5 września kończył się słowami:
„Stan moralny oddziałów bardzo się obniżył"
Już 3 września pułkownik „Sulima", inspektor bojowy IV Rejonu, meldował komendantowi Warszawskiego Okręgu AK „Monterowi":
„Jako żołnierz i obywatel mam honor zameldować Panu Komendantowi, że kryzys zaufania ludności do wojska i całej akcji nastąpił.
Akty poddawania się ludności pod białymi flagami (pl. Grzybowski dzisiaj) powtarzają się coraz częściej, co ujemnie odbija się na wojsku"
Wieczorem 5 września samoloty niemieckie rozrzuciły na Śródmieście ulotki w języku polskim, adresowane do ludności cywilnej i polskich żołnierzy w Warszawie.
Ulotka podpisana przez generała von dem Bacha kończyła się słowami:
„Kierowany uczuciami ludzkimi, świadom mojej odpowiedzialności wobec wspólnego nam Boga, wydam wszystkim oddziałom, podlegającym mi w obrębie Warszawy, rozkaz, by w dniu 7 i 8 września od godz. 12 do 13 w południe strzelać zaprzestały, żeby dać najszerszym rzeszom możność bezpiecznego opuszczenia miasta. Od Was; członkowie AK, zależy, czy w tym czasie zechcecie przerwać ogień, by zaoszczędzić własną polską krewy a poza tym, jeżeli złożycie broń, gwarantuję Wam życie, pracę i chleb (Poniżej wydrukowana była przepustka w języku polskim i niemieckim, ważna dla dowolnej liczby osób, pragnących przejść na stronę niemiecką.)
Był to bardzo trudny okres dla żołnierzy i dowódców. Ci ostatni 7 września odczytali swoim chłopcom rozkaz dzienny komendanta „Montera":
Drodzy moi żołnierze! Wróg przerzucił na tereny zajęte przez nas szereg ruchliwych prowokatorów, siejących fałszywe pogłoski o ucieczce «Bora», śmierci «Montera», beznadziejności dalszej walki itp. Znamy te chwyty z 1939 roku. Wzywamy Was, żołnierze, bohaterscy uczestnicy pięciotygodniowych walk, do zachowania spokoju i wewnętrznej karności. Wierzcie głęboko, że dowództwo nie zawiedzie; że myśli o wszystkim. Do nadejścia z zewnątrz pomocy upłynie .jeszcze najwyżej 4-5 dni. Pomimo, że źle się odżywiacie i zmęczeni jesteście bez granic, duch Wasz musi zdobyć się na to niedługie już przetrwanie".'
Mimo to zdezerterowało co najmniej kilkunastu żołnierzy z 9 kompanii i z sąsiednich oddziałów; m.in. porucznik „Tułacz", dowódca 10 kompanii, który był już w grupie ludności cywilnej, wychodzącej z białą flagą, ale w ostatniej dosłownie chwili rozpoznany został przez jedną z łączniczek. Za dezercję otrzymał wyrok śmierci, który nie został jednak wykonany.
------------------------------------
Źródła:
Maciej Kledzik, "Królewska 16", Instytut Wydawniczy PAX, Warszawa 1984.
Antoni Przygoński, "Udział PPR i AL w Powstaniu Warszawskim", Książka i Wiedza, Warszawa 1970
\Almanach Powstańczy 1944 z kalendarzem na rok 2004, Miasto Stołeczne Warszawa, Warszawa 2003
Witryna Internetowa: http://www.whatfor.prv.pl
| |